We are pleased to present this text here. The balcony scene is a part of a much larger text. It reminds us a bit of Shakespeare. However, it is not a play. Nor is it a love story. Perhaps it is a bit tragic. In Polish.
(The author prefers to remain anonymous. We will fulfill his wish.)
Jako trzecią część miałem wspaniałą ideę ze sceną na balkonie. Syn teścia stałby opierając się dłońmi o balustradę na balkonie domu i spoglądał na zachód słońca. Wyobraźcie sobie tylko wyraz symboliczny owej sceny. W kulturze zachodniej zmierzch oznacza przecież nie tylko koniec dnia i początek nocy, czyli przejście z jednego stanu do innego. Zachód jest także symbolem marzeń, kierunkiem, do którego wszyscy powinniśmy dążyć.
Wyobraźcie sobie jeszcze syna teścia ozłoconego wieczornymi promieniami słońca. Stojącego na balkonie i patrzącego w dal, poniekąd posąg na piedestale.
Niestety. Balkonu nie będzie. Z balkonu będziemy musieli zrezygnować. Po prostu dlatego, że w domu teścia na Foehr balkonu nie było, więc syn na balkonie stanąć nie mógł. Dom był co prawda dwupiętrowy, ale drugie piętro było tylko przebudowanym strychem, więc balkon by się nie zmieścił. W swoim własnym domu, w tym, który syn teścia odkupił od teścia [^Sprzedaż domu teścia nastąpiła przy obopólnej akceptacji ceny oraz warunków sprzedaży. Między innymi należał tutaj fakt spłat ceny domu (500.000,- EUR) miesięcznymi ratami. Jako pracownik banku, syn teścia miał szeroki dostęp do różnych produktów finansowych, między innymi do korzystnych dla niego warunków kredytowych. W tym wypadku syn teścia po podpisaniu umowy o kupno domu wziął pożyczkę na całą zaległą sumę 500.000,- EUR, którą od raz ulokował na osobnym koncie z dość korzystnymi odsetkami.
Umowa sprzedaży przewidywała spłatę rat w okresie 30 lat. Syn teścia więc, dzięki operacji, tylko na pierwszy rzut oka przypominającej typowy spread przy kupnie akcji, syn teścia zarobił na kupnie domu ok. 100.000,- EUR. Muszę w tym miejscu jednak dodać dwie rzeczy: matka syna teścia wstawiła się u teścia za tym aby dom sprzedał synowi a nie jakiejś osobie postronnej, po drugie teść a i chyba jego żona też nic nie wiedzieli o operacjach syna.] zbudował sobie balkon. Na drugim piętrze. Teraz balkon zasłaniał widok z pracowni ale syn teścia pracowni nie używał. Nieraz stał na tym balkonie u siebie w domu i opierał się dłońmi o ciężką, czarną balustradę, która, łącznie z balkonem, niszczyła cały widok na piękny dom hamburski zbudowany na początku XX wieku. Lecz nie o to chodzi. Chodzi o fakt nie istnienia balkonu na Foehr no i o to, gdzie teraz syn teścia będzie stał w tak ważnej scenie.
Ok, może stać na wolnym polu, patrząc w dal i zadając egzystencjalne pytania. Wiatr poruszałby jego włosami. Ale co on by zrobił z dłońmi? Czy przystaje, w tak ważnym momencie, dłonie schować do kieszeni? Być może niektóre figury rzeczywiście tak się zachowują ale nie syn teścia. Nie z powodu dobrego wychowania. Raczej dlatego, że syn teścia zawsze uważał na swój wygląd zewnętrzny. Miał bowiem pełną świadomość faktu, jak wygląd zewnętrzny może wpłynąć na powodzenie lub niepowodzenie akcji. Czytaliście już, co mówi 10. Hexagramm – Lue? Więc właśnie. Nie mogę postawić go na polu. Nie w tej sytuacji.
Syn teścia wyszedł więc przed dom i stanął koło mnie, przy starym drewnianym płocie oddzielającym łąki od ogrodu. Spojrzał krótko na mnie, pokręcił głową i milczał.
W życiu są takie sytuacje, że czasami powinno się odejść, powinno się takiego misia pozostawić samego na tej łące, samego z jego ideologią, z jego bólami głowy oraz jego teoriami. I niestety, z jakiegoś dziwnego powodu się tego nie robi. I od razu zaczyna się tego żałować. Ja także żałowałem.
“Wiesz, kiedyś jeździłem konno” – powiedział syn teścia.
“A ty także jeździsz konno?” – spytał jednocześnie wyciągając papierosa z kurtki.
“Nie.” – odpowiedziałem i czułem już jak drga mi głos. Syn teścia mnie nie lubił. Ja go też nie lubiłem. Więc po co ta dyskusja.
Zaciągnął się tym papierosem a ja patrzyłem w dal.
I tutaj nastąpiła druga szansa na odejście. Niestety. Nie wykorzystana.
“Słuchaj, co ty myślisz?”
On czasami miał problemy z budowaniem zdań. TO znaczy nie problemy, chodzi o to, że w swoim życiu rodzinnym i zawodowym przyzwyczajony był do formułowania zdań niepełnych. Zarówno żona jak i sekretarka bardzo dobrze go rozumiały. Ja nie.
“Co ja myślę?”
“Nie rób mnie… Kurwa…”
Nie wynikało to z braku inteligencji, po prostu z przyzwyczajenia. No i z perspektywy i z odniesienia się do życia.
“Przecież wiesz o co mi chodzi!”
Syn teścia zaciągnął się jeszcze raz. Przy tym oddychał bardzo szybko.
“Nie.”
Teraz nastąpiło milczenie. Trzecia szansa na opuszczenie pola i ogrodu i tej rozmowy. Później często myślałem jeszcze o tej scenie i o synu teścia i nie wiem, dlaczego zachowałem siŁ tak jak się zachowałem. Było lato, być może miałem ochotę być na dworze. Być może wciągnął mnie ten zachód słońca, taki czerwony i piękny.
“Chodzi mi o niego… No kurwa…”
On normalnie nie kurwował.
“Ach. Nie martw się. On to przeżyje. Chemioterapia i….”
Teraz sytuacja stała się groźna. Syn teścia odwrócił się do mnie całym ciałem. Jego oczy patrzyły przez jakiś czas bardzo pilnie w moim kierunku. Nad moją dłonią przeleciał mały, biały motylek. Pokręcił się trochę i usiadł na drewnianej balustradzie.
“Co ty mnie kurwa pierdolisz?” – syn teścia zaciągnął się jeszcze raz papierosem.
“Czy ty mnie kurwa chcesz tutaj… Przecież wszyscy wiemy, że on niedawno umrze. Ma dni a może nawet godziny… Ma to przeżyć? Nie, kochany, on tego nie przeżyje. I przestań, do kurwy huja, przekręcać mi słowa w ustach albo wypowiadać za mnie jakieś teorie. Ok?”
W sumie jest mi trudno powiedzieć, czy w tym momencie też mógłbym odejść ze sceny. Niby nie ale może też i tak. Ale ja zostałem.
“Pytam cię, pytam cię poważnie, jako teologa, a ty nie masz się huju ze mnie nabijać, tylko mi bardzo poważnie odpowiedzieć na pytanie.”
Pytanie też, czy ta scena tak mogła by się odbyć na balkonie. Albo na łące bez balustrady. Bez tej balustrady miałbym więcej wolności. Niestety.
“Czy on… Czy on będzie żył po śmierci?”
“Nie”
Reakcja syna teścia zaskoczyła mnie co nieco. Nie wybuchł. Nie zdziwił się. Spytał bardzo rzeczowo:
“Michał, jesteś teologiem, czy jako teolog jesteś tego zupełnie pewien?”
“Tak, jestem zupełnie pewien. Nie istnieje życie po śmierci. Ty umierasz gdy umrzesz, nie przeżywasz tego.”
“Ale, czy nie jest to kwestia…”
“Wiary? Nie. Być może jestem teologiem ale po pierwsze nie wierzącym a po drugie nie jest to pytanie o wiarę a o dywagację. Uwierz mi, nie ma życia po śmierci. Nie ma nic.”
Patrzył jeszcze przez jakiś czas w zachodzące słońce. Tym razem skorzystałem z sytuacji, odwróciłem się i już chciałem odejść.
“To nie ważne.” – usłyszałem.
“To nie ważne, słyszysz? To jest obojętne, czy coś tam jest. On MUSI żyć po śmierci. Rozumiesz?
M U S I.”
Reszty jego wypowiedzi już nie słyszałem, szedłem do domu. Chciałem przed nim zjeść kolację i uciec do naszej sypialni i nie spotkać go przez najbliższe tysiąc lat.
To już koniec.