Titanic: cała wstecz i jednocześnie do przodu

Titanic: cała wstecz i jednocześnie do przodu

Text ©by Marek Gajdziński
Photos ©by Mariusz Olszewski

We proudly present the third part of the essay by Marek Gajdziński. The third part will follow in some weeks. The first part you would find here.

We also proudly present photos made by Mariusz Olszewski. 

5.

Na nowy film Franco czekaliśmy z niecierpliwością. I co teraz? Satysfakcja czy rozczarowanie? I jedno, i drugie. Dwa w jednym, a wszytko od punktu widzenia uzależnione. Jako opowieść o epizodzie z kończącego się życia pewnego człowieka – film taki sobie. Dobra opowieść, ale niczego nie urywa. Perspektywa spojrzenia na ten film jak na przypowieść o ekologicznym problemie i przyszłości naszej cywilizacji wydaje się dużo ciekawsza i obiecująca. Ale zacznijmy od tytułu.

Oryginalny tytuł, Sundown, to jedno słowo. U nas też jedno, zmierzch. Albo dwa: zachód słońca. Ale żeby opisać znaczenie innego słowa, driftwood, trzeba więcej niż dwa słowa. Choć słownik gógla tłumaczy driftwood jako drzazga – ale chyba nie ma racji. Bo to określenie na drewno, które albo dryfuje, jak deska albo kawałek gałęzi na powierzchni morza, albo na brzegu leży, wyrzucone przez fale. Albo w kominku się pali, jak już zostanie z plaży zabrane. Nie mamy zatem, jak użytkownicy języka angielskiego, jednego słowa na tę całą masę drewna. Podobna sytuacja występuje pewnie w wielu innych mowach. Możliwe, że dlatego właśnie producenci zdecydowali się zmienić tytuł filmu, z Driftwood na Sundown. Choć Tim Roth, odtwórca głównej roli uważa, że pierwotny tytuł bardziej pasował do tego, o czym film opowiada. Bo przyjął, że film jest przede wszystkim o nim. Czyli o facecie, który coś ważnego utracił, choć sam nie wie dokładnie co, i nie ma pojęcia, co dalej z sobą i ze swoim życiem zrobić. Więc dryfuje. I daje się falom wyrzucać, to tu, to tam. Leży na brzegu oceanu z wiaderkiem pełnym butelek z piwem pod ręką. Popija, przysypia, popija. I bez widocznego poruszenia przygląda się brutalnemu zderzeniu ogromnego bogactwa z równie niepojętą biedą. W Acapulco, mieście znanym z pięknego położenia i spektakularnych nierówności, przemocy, zorganizowanej zbrodni. Ale –

Ale jeśli zmienić punkt widzenia i nieco poszerzyć perspektywę, można uznać ten film za przypowieść nie tylko o tym, do jak żałosnych skutków prowadzi bezrefleksyjna pogoń za zyskiem, ale również o naszym cywilizacyjnym uzależnieniu od mięsa i o przemysłowym zarzynaniu zwierząt. Dlaczego? Tego wyjaśnić nie sposób, nie psując przyjemności z oglądania i rozszyfrowywania mniej lub bardziej oczywistych znaczeń fabuły wszystkim tym, którzy jeszcze filmu nie widzieli. Możemy tu wspomnieć jedynie, że odwiedzający meksykański kurort Neil Bennett, grany przez Rotha, jest spadkobiercą fortuny wypracowanej przez rodzinny biznes w Brytanii, sieć rzeźni i sklepów mięsnych. I jak tylko trzeźwieje, zaraz pojawiają mu się te rozkrojone ciała świń i kałuże krwi przed oczyma. Więc szybko sięga po butelkę. W każdym razie przypowieść ułożona (napisana i wyreżyserowana) przez Michela Franco ma też taki właśnie, ekologiczny przekaz, że albo zmierzch przemysłu mięsnego, albo zmierzch cywilizacji. Że tylko taki wybór mamy. Tak w skrócie.

6.

Sformułowanie “cała wstecz i jednocześnie do przodu” miało wyrażać naszą bezradność wobec prostego, wydawałoby się, pytania: dokąd zmierzamy? Albo dokąd powinniśmy. Ale daje też nadzieję. Bo w czasach, kiedy nie znano jeszcze abeesów, kierowcy rajdowi tak sobie radzili, kiedy jechali po śliskiej nawierzchni. Na przykład po lodzie. Wciskali jedną nogą pedał gazu, drugą hamulec. By nie utracić przyczepności i zachować kontrolę nad kierunkiem posuwania się pojazdu. W sytuacji, w której się znaleźliśmy, przypominającej ostatnie chwile Titanica, zawołanie cała wstecz i jednocześnie naprzód może mieć ukryty sens. Podsuwać inny niż po prostu do przodu czy do tyłu kierunek. Niebinarną, trzecią drogę. Jak w tym kawałku z Cage’a, z tego samego tomu wykładów: “Jeśli ty i tatuś się rozstaniecie, nie zostanę ani z tobą, ani z nim. A co zrobisz, spytała mama. Wrócę do natury”.[1]

 

[1] “If you and Daddy

get a divorce, I’m not going to go

with you and I’m not going to go

with Daddy.” His mother said, “Where

would you go then?” “I’d go back to

nature.” (Johne Cage, “Diary: How to improve the World – you will only make matters worse – continued, 1967”, w tegoż A Year from Monday: New Lectures and Writings, Middletown, Connecticut: Wesleyan University Press, 1967, p. 158)

Marek Gajdziński jest pisarzem, dramaturgiem, tłumaczem literatury i nauczycielem. Powieści i opowiadania: Spacer do kresu dnia (Iskry, 1989), Głowa konia (Państwowy Instytut Wydawniczy, 1996), Droga do Indii (Zielona Sowa, 2000). Na podstawie opowiadań Tadeusza Różewicza i Marka Gajdzińskiego w Teatrze Telewizji powstał spektakl Badyle (2020) w reżyserii Andrzeja Barańskiego.

 

Mariusz Olszewski, ur. w 1961. Absolwent UAM w Poznaniu, obecnie mieszka w Łodzi. Przez lata związany z Galerią Wschodnia w Łodzi. Artysta, wystawy w Polsce, Europie i Nowym Jorku. Współpraca przy filmach dokumentalnych z tematyki sztuki. Twórczość obejmuje poezję konkretną, instalację i fotografię. 

Autorski opis jednej z wystaw, zatytułowanej “przestrzeń (nie) obecna // space (not) present”: 

uchwycić nieuchwytne

dostrzec niedostrzegalne

usłyszeć niesłyszalne

powiedzieć niewypowiedzialne

nieobecność, a jednocześnie obecność

przestrzeń niepostrzegana, ale odczuwana

widziana zanika powoli

moment, gwałtowny bodziec i znów widziana

kiedy widziana, postrzegana jako chaos,

nieuporządkowany jeszcze porządek zdarzeń doświadczanych i zapominanych

okazja na (ponowne) uporządkowanie albo nieodwracalne odesłanie w niepamięć

Schreibe einen Kommentar

Deine E-Mail-Adresse wird nicht veröffentlicht. Erforderliche Felder sind mit * markiert

Cookie Consent mit Real Cookie Banner