Jeszcze się raz obudzić

Jeszcze się raz obudzić

Here we present a text by Luiza Poznańska. She lives and works in Poznan and Sopot. It is the first part of a multi-part series that we are proud to present to you.

  1.  

Obudziła się w pełni świadoma ultimatum, jakie jej postawiono. Albo wstaniesz i pójdziesz, wiesz gdzie, albo – sama wiesz. Tak to mniej więcej brzmiało, białą kredą na czarnej tablicy wypisane. To znaczy nie od razu. Bo najpierw był jakiś wzór chemiczny. Na tej tablicy. Nie zapamiętała, jaki konkretnie. Zapamiętała za to, że wzór chwilę po zapisaniu – kto to zrobił, tego też nie pamiętała – zamienił się w słowny komunikat. Nie wiedzieć czemu, cyrylicą, po rosyjsku sformułowany. Prosty, bezwzględny w treści. Nie było sensu się spierać. Posłusznie wstała i podeszła do drzwi, którymi zwykle wychodziła z pokoju na korytarz, by stamtąd przejść dalej do łazienki. Drzwi były zamknięte. Dziwne, nigdy ich przecież nie zamykała na noc. No bo po co? Żeby się udusić? Nic to. Zamknięte, trzeba rozewrzeć, prosta sprawa. Chwyciła za klamkę, nacisnęła, popchnęła. Drzwi ani drgnęły. No tak, zreflektowała się, i tym razem pociągnęła. Otworzyły się, owszem, ale tylko trochę. Pociągnęła mocniej i poczuła, że się zablokowały. Szpara między ościeżnicą a skrzydłem była na tyle szeroka, by wetknąć tam rękę. Albo dwie. Może nawet głowę. Ale zbyt wąska, by się przez nią przecisnąć. Wetknęła w szparę lewą stopę, zaparła się i jeszcze raz, tym razem mocniej, pociągnęła. Nic z tego. Co też mogło je, pomyślała, zablokować?

Drugą, wolną dłonią sięgnęła do kieszeni bluzy, w której spała, wyciągnęła telefon. Nacisnęła i pojawił się ekran blokady, z dużym, analogowym zegarem. Bo tak sobie ustawiła. Zegar wskazywał kilka minut na czwartą. Przesunęła palec wskazujący tak, by znalazł się na czytniku z tyłu telefonu. Ekran blokady zmienił się w ekran startowy. Wetknęła telefon w szparę i skierowała wyświetlaczem w dół, ale to niewiele dało. Nadal nie widziała, co z tymi drzwiami. Światło było za słabe. Odwróciła telefon w dłoni i poszukała ikonki uruchamiającej funkcję latarki. Ale kiedy ją naciskała, telefon wysmyknął jej się i poleciał na podłogę. Uderzył o coś z hałasem i zgasł.

Nie puszczając klamki, schyliła się i pozwoliła lewej dłoni zjechać po krawędzi skrzydła do podłogi. Próbowała wymacać telefon. Przy okazji natknęła się na to coś, co wcisnęło się między drzwi a podłogę. Dotknęła, nacisnęła. Miękkie od spodu, z wierzchu kościste. Co by to mogło być? Przebiegła palcami. Kształtem jakby członek. Pancerzyk na czubku. Zimne u nasady. Metal? Obrączka? Chwyciła mocniej, ścisnęła, aż dotarło do niej, że trzyma w ręku paluch. Swój własny, od prawej stopy. Poczuła krew pod palcami. I wtedy dopiero odezwał się ból. Z opóźnieniem, za to ze zdwojoną mocą. Zawyła, próbując jednocześnie wyrwać stopę spod drzwi. I to wreszcie, ten krzyk, ten ból, wszystko naraz, ją obudziło.

 

  1. Usiadła na łóżku z uczuciem pustki w głowie. Wiedziała, że coś się stało. Ale co? Jakaś klamka, jakiś – naraz przypomniała sobie. Krew na palcach! W panice chwyciła się za prawą stopę. Krwi ani śladu, bólu też już żadnego nie czuła. Odetchnęła z ulgą. A więc to był tylko sen. Dla pewności sprawdziła też lewą stopę. Nic. A więc sen. Albo jakiś nagły atak tej niby królewskiej choroby, dny moczanowej. Atak, który na chwilę się rozszalał i ustał zaraz po tym, jak udało mu się ją obudzić. Bo do królestwa śnienia przynależał. Sen, zdolny koleś, nie takie figle płatać potrafi. Oczywiście nie dla zabawy, ma w tym jakiś swój cel. W tym wypadku chodziło – tu poczuła, jak bardzo chce się jej siusiu i zrozumiała od razu, że o to właśnie chodziło – żeby się do łóżka nie zlała. Tyle razy już sobie mówiła, że trzeba skończyć z tym zwyczajem picia wina przed snem. Mówiła rano, wieczorem zapominała. Więc jest, jak jest.

Nie zwlekając wstała i ruszyła do drzwi prowadzących do korytarza, wystawiając przed siebie obie ręce. Ale szybko się zreflektowała, że samo wyciągnięcie nie wystarczy. Że lepiej machać. Bo przypomniała sobie, jak ktoś kiedyś jej opowiadał, że też tak szedł w ciemności w stronę drzwi, że z ostrożności wystawił przed siebie ręce, po czym wszedł w te drzwi tak, że jedna ręka była po ich lewej, druga po prawej drzwi stronie, i zanim się zorientował uderzył twarzą w krawędź skrzydła. Rozcinając sobie obie wargi i tracąc ząb. Jeden albo dwa, nie była pewna. Ale jej drzwi były zamknięte, o czym się przekonała, kiedy machając rękoma natrafiła na ich powierzchnię. To z jednej strony dobrze, przynajmniej nie zrobi sobie krzywdy. Z drugiej, dziwne. Przecież powinny być otwarte. Ale mniejsza o to. Przesuwając dłonią po drewnie wymacała klamkę. Chwyciła za nią i poczuła zimny metal pod palcami. Jak błyskawica, skrajem dzikich pól jawy przeleciała jej ta obrączka ze snu. Nacisnęła. I nic. Nawet żeby dłoń wetknąć. Chociaż palec. Zero reakcji. Jakby na klucz zamknięte. Ale jak to, przecież nie miała klucza, więcej, te drzwi nigdy nawet zamka nie miały. Więc jak można by je było zamknąć? Pociągnęła jeszcze kilka razy za klamkę, za każdym razem z tym samym skutkiem. Włączyła światło, żeby lepiej się przyjrzeć i ta jasność ją wreszcie na dobre obudziła.

To be continued…..

Text ©Luiza Poznańska
Pics DALL•E
Prompts by Zenvampires

SLOW DOWN. PLEASURE UP.

SLOW DOWN. PLEASURE UP.

©by Yuki K.

„Ich mache was die anderen tun. 
Und das ist nicht sehr viel“

Berlin langweilte Robert sehr. Er nahm einen Job als Reisebegleiter. So erkundete er halb Europa. Mit Rentnergruppen fuhr er nach Wien, liess sich in Moskau ablichten und schaute tanzenden Mädchen in Paris zu. Robert war schon immer sehr nett. Seine Schützlinge mochten ihn sehr.

In Venedig dachte Robert, der Job sei stupide. Er verliess die Reisegruppe an der Lagune. Mit einem Bus reiste er nach Nizza und dann nach Madrid. Hier traf er kurz Adrian. Robert kannte Adrian noch von der Sache in Cleveland, Ohio. Adrian freute sich sehr. Sie gingen kurz in die Bar PABLO PICASSO was trinken und besprachen alte Zeiten. Es war ein kurzer Besuch. Denn die spanische Polizei suchte überall nach ETA Terroristen. Sie verdächtigte alle und  jeden. Robert fühlte sich unwohl. Und auch weil er Angst hatte, erkannt zu werden. Er besorgte sich falsche Papiere und verliess Madrid mit dem nächsten Flieger. 

In London nahm er Kontakt zu John Davoy, dem bekannten Gesichtschirurgen. Schon länger dachte Robert über eine Gesichtsoperation nach. „Es lässt sich machen“ – sagte Davoy, dessen Eltern 1956 aus Indien nach England kamen auf Suche nach Arbeit. Davoy konnte es ihnen nicht verzeihen. Er hasste Gross Britannien wie die Pest. Alle Terroristen der Welt vertrauten ihm. Sie wussten. Er würde sie nicht verraten. Auch Robert war sich sicher.

In London erreichte ihn eine Nachricht aus Berlin. Man habe seine Wohnung durchsucht. Er sei in Gefahr. Robert wusste was zu tun ist. Er hatte keine andere Wahl. Jahrelange Erfahrung hat ihn erhärtet. Da er Geld brauchte, überfiel er die North Amerriccan Global Bank in London. Mit der Beute flog Robert über Prag und Budapest nach Teheran. Von dort fuhr er mit einem kleinem Auto Richtung China und verschwand für einige Zeit von der Bildfläche. 

Es war der 17.05.2005 und niemand konnte sagen, wo er sich befindet. Der Mossad berichtete Roberts Spuren in Syrien gesichtet zu haben. Die CIA schickte Truppen nach Kuwait um von dort gegen Robert zu operieren. Man versuchte seine Geldoperationen zu verfolgen und sein Handy anzuzapfen. Vergeblich. Gleichzeitig nutzte der BND seine stets guten Kontakte zu Bagdad um an Informationen über Robert ranzukommen. Man vermutete ihn in Afghanistan oder Pakistan. Wobei man nicht sicher war, ob Robert mit dortigen Terrorzellen Verbindung aufgenommen hatte. Es war eher unwahrscheinlich. Hingegen etliche Terrorspezialisten in etlichen Frühstückssendungen und Guten-Morgen–Programmen etlicher Fernsehkanäle behaupteten, Robert sei in Wahrheit in Indonesien, auf den Philippinen oder in China. 

Derweil verbrachte Robert seine Zeit in Cape Town. Er erholte sich nur langsam von seiner Gesichtsoperation und dachte darüber nach, sich niederzulassen. Er studierte Immobilienkataloge. Er hatte es satt immer auf der Flucht zu sein. 

In Cape Town lernte Robert Janina kennen, ein junges Mädchen aus den Slums Johannesburgs auf der Suche nach sich selbst. Janina war immer in Eile. Sie hastete von Job zu Job und vom Abenteuer ins Abenteuer. Nachts beobachteten sie die Sterne von Roberts Apartment aus. Und an guten Tagen glaubte Robert die Antarktis sehen zu können. Weit, hinter dem Horizont. 

Janina liebte Robert sehr. Sie sagte, er sei ihr einziger Halt. Eines Tages, nachdem sie sich geliebt haben, hielt sie seine Hand, schaute ihm in die Augen und fragte: „Sag mir, wer bin ich? Wer bin ich wirklich?.“ „Niemand.“ – antwortete Robert ernst – „Es gibt Dich gar nicht. Du bist nur ein Hauch der Zivilisation.“ Janina verstand es nicht. Sie wurde sauer und nannte Robert einen „Spinner.“ 

Nach 3 Monaten war Robert wieder fit . Er verliess Janina und flog nach Zürich. Hier löste er seine Konten auf. Er wusste, was zu tun ist. Doch bevor er es tat, wollte er es noch einmal erleben. Er wollte noch einmal seine geliebte Wüste sehen. Sie in sich spüren. Sie anfassen und berühren. Er reiste nach Kairo und von dort auf einem Kamel ostwärts. Richtung Libyen. 

Der 21 September war ein schöner Tag. Der schönste in Ägypten. Der warme Wind vom Westen strich leicht über Roberts Haar. Ein Insekt brummte in der Nähe. Dann flog er weg. Man hörte NICHTS. Robert spürte es. Die Wüste. Sie durchdrang seinen Leib. Brach in ihn hinein. Nahm ihn mit sich und trug weg. Robert bewegte sich nicht. nur der leichte Wind berührte behutsam die Enden seiner Armhärchen. Er war ruhig. Vollkommen ruhig. 

Die Schüsse kamen plötzlich. Sie trafen Robert direkt ins Herz. Zwei weitere in sein Kopf. Er war sofort tot. Sein Körper lag ausgestreckt. Nur die kleinen Photonen von der Sonne kommend durchrasten ihn mit Lichtgeschwindigkeit. Man sagt, sie sind Materie und Welle in einem. Robert konnte es nicht mehr feststellen. Die Photonen flogen weiter in die Tiefen des Weltraums.

Danach passierte nichts.

Der Kapitalismus hörte auf zu existieren. 

About a film. And different perceptions of reality.

About a film. And different perceptions of reality.

Sometimes realities are created. From expectations. Maybe through influences. Or simply by expectation and experience. And sometimes we are told about perspectives. But in truth they are realities. One is Elisabeth Sparkle’s in The Substance. The viewer has a completely different reality. Who, quite by chance, heard in October that the film had received an excellent rating. But what are ratings? The viewer’s reality. Maybe.

It could have been very good. And it was. The film. Up to a certain point, it tells of two different realities that intertwine and, after a certain point, also fight each other. People who are trapped in their own realities sometimes tend to fight. It was about another reality that the director maybe didn’t work out so well. Or she did, but it wasn’t visible. What is that reality, the struggle for youth in the face of the fact that we are all going to die? But that’s not what I wanted to write about. It’s not about the existentialism of the film or the question of metaphysics. It’s about dying. What is beautiful for the Japanese. And what has no place in our reality.

So what about the different realities in The Substance? Well, almost everything is about them. For people who believe in only one reality, it will still be exciting. People who are used to living with different realities will enjoy it.
And what about the reality of rating? Nothing. You shouldn’t be influenced by other people’s realities. See for yourself. At the cinema you trust.

This text is created by humans. The pics are not. 

Eurorack Diaries

Eurorack Diaries

The subject matter of the diaries, experiments, and notes is as follows: Ultimately, these elements are what constitute the creation of art. Similarly, the images created by Alejandro M. Parisi illustrate not only the evolution of the subject matter, but also the progression of the artist’s style. These works not only reflect the artist’s language but also encapsulate the prevailing modes of thought in the present era.
In anticipation of nystada’s forthcoming album here (external link) we present the track “Click’n’Cut.” It is an album that is both intriguing and paradoxical, aligning with the complexities of the contemporary era.

0:00 / 0:00
Click n Cut

Of randomness. And improvisations. In the music.

On randomness. And improvisations. In the music.

Text by Zenvampires Collective
Pics by DALL•E

We wrote about this before. Here. The idea of the random depends on the idea of the order of what we perceive as reality. But since our perception of music is largely based on harmony (but also on what we are used to hearing, i.e. our aesthetic upbringing), it is perhaps easier to find an “order” in music.

Adding to this by chance… yes… can lead to better results than, for example, in mathematics (even if we can speak of orders and harmonies there, too). 

Aleatoric music can therefore sound disturbing. But only if our order does not coincide with the order of chance. In other words, when our idea of, let’s say, reality does not match the musician’s. When we hear… unusual sounds, we may find the piece of music disturbing. Like when we turn on a radio and then quickly turn it off. 

We recently attended an improvised music festival. Interestingly, the same question arises here. Of course I can sit in the audience and listen to the improvised music with interest. Even if it disturbs me in some way, I listen because I don’t want to be considered uneducated. There are also group effects. Maybe I’m the only one who thinks the music is bad. And I start to question myself. 

The question that arises for me is what inspired the artist to improvise. Is his inspiration (the music to Ascenseur pour l’échafaud is quite acceptable, even if it is largely improvised) compatible with my order, my reality? Or are there small inconsistencies? 

Because that’s the point. Not only in the music we hear, but nevertheless. About different realities. Maybe we don’t have to go as far as Viveiros de Castro, who said that we will never understand the other. But maybe it’s true. And we will never understand each other.

Wars

Wars

Text by Zenvampires
Pics by Copilot

Basically, we were hoping that we would never have to write articles like this again. We actually had something else prepared for yesterday (today). But then it didn’t seem appropriate.

1. The Information

As we have already written here, the war is about banning our free speech. But it is more than that. On this past anniversary. Someone once said that the most interesting thing about war is information. On the other hand, we humans tend to follow simple (sometimes not so simple, but emotionally very obvious) descriptions of new experiences. Interestingly, we also tend to take sides without remembering the context of the outbreak. 

2. Contexts

It would be too easy to say that this creates simpler descriptions. We create ones that we are convinced are better for us. In one conflict or another. Since truth is always what we imagine it to be, our beliefs appear to be true. Contexts are no longer perceived. And some then show what…. ?

3. The Information

This is not about reassembling information. Nor is it about setting things right. Others are responsible for that. It’s perhaps more about ending heated debates (it’s amazing that we debate about right and wrong instead of finding out about the fate of the abductees). To go through the whole story again and make sure that we know what happened a year ago. And if this story started a year ago or not. Or maybe thousands of years ago. Like all wars. 

Turn on the radio

Turn on the radio

Turn on the radio and quickly turn it off again.
On the one hand, it sounds like an experiment. Perhaps a way of playing the Fluxus movement. Like aleatoric music that selects sounds at random. Maybe that’s what it is.
On the other hand, this experiment can elude our expectations, i.e. our idea of the previous world. Turning the radio on and off after we have heard the first tone is something unusual.
It was Paul Watzlawick who said (I’ll abbreviate it here) that we have a certain idea of reality and subordinate reality to this idea.
So a Zen exercise? That’s what it looks like. But perhaps also fun. Which is boring. We turned the radio on and off. Very quickly.

0:00 / 0:00
Turn Off The Radio

By the way. Tomorrow (23.09.2024) from 17:00 you can watch a program on aleatoric music here (external link). The program will also feature tracks by a member of the Zenvampire Collective. Have fun

Malta24

Koniec lata

O ile dobrze sobie przypominam. to właśnie Rorty pisał o różnicy i powtórzeniu. Z tym że właśnie te małe przesunięcia, drobne różnice były ważne. Przesunięcia owe, różnice między powtórzeniami są nie tylko poststrukturalistyczną zabawą, przeklętym postmodernizmem. Są jednocześnie dyskursem z fenomenem strukturalistycznym, w którym podobieństwa były ważne. Ale w przesunięciach nie chodzi o różnice. A właśnie o co? O przesunięcia… O to, że jedno lato nie jest jak inne. I że każdy festiwal, nawet ten powracający, nie jest jak inny. Malta zawsze wyróżniała się tymi przesunięciami. I zawsze była ciekawa. Nie tylko dla poststrukturalistów. Program tutaj (external link): https://malta-festival.pl/

Android Dialogues

Android Dialogues

Philip K. Dick wondered if androids dream of sheep. We don’t know. But we know what they talk about. And when they talk, we just listen. And we’re afraid. Like taking a step into the clouds.
Androids wrote the track. They helped master it. And maybe they’re listening to it. Or it’s not made for humans, it’s just part of the android metaphysics. Or maybe the Zenvampires Collective are just androids. But too many questions. Here’s the track.

 

0:00 / 0:00
Android Dialogues

Metaphysics in Motion

Metaphysics in Motion

My point is not to defend metaphysics. It is not about whether it is useful to describe the world (well, it seems useful to me only in some posthumanist concepts, because it helps to question the limits of being human and to open new perspectives). Nor do I care about Paola-Ludovica Coriando’s question. Paola-Ludovica Coriando is a philosopher concerned with the future of metaphysics. But her question, of whether metaphysics is still relevant in a postmodern world, remains unanswered here. For this is not about the future, but about perspective. And a question.

1. The Perspective

Perspective is often deceptive. The funny thing is that when we study the source texts, we pay no attention to our perspective or the perspective of the time. It is a rather banal anthropological relativist position. But the devil is in the details. And precisely in the examination of what I personally understand by “being”. With the background of one God (and not several deities) and with the burden of Kant. Kant’s influence on metaphysics was enormous, as he explored the limits of the human mind and the conditions of the possibility of knowledge. His critique of traditional metaphysics led to a new way of thinking about being.

2. The postmodern era

Because that’s what we’re talking about. Maybe I’m reading Aristotle wrong (is it possible to read a book wrong? I learned from Derrida that you can read a book in different ways, that not only the reading itself but the reader can change the perspective), but here I find moving motifs. Derrida’s concept of deconstruction shows that texts can have many meanings, depending on the reader’s perspective. And here the question arises whether I want to “detach” myself from metaphysics or not. Rather, whether it describes the world for me, or whether I feel Aristotle aesthetically (and perhaps that is the only perspective we can take).

3. Idealism

And there we have the culprit. Perhaps. Kant turned metaphysics into a museum. Each concept has been neatly assigned a place. But thoughts are not buildings. They cannot serve well as a museum. Thoughts are tools. Hegel used dialectics to move thoughts, but he also succeeded in erecting an immovable statue, perhaps because of his style or because of the time or culture in which he lived. Kant’s systematic approach to metaphysics has often been perceived as rigid and inflexible. Hegel’s dialectic, on the other hand, was intended to bring movement and development to the world of thought but was often criticized for being complex and difficult to access.

Cookie Consent mit Real Cookie Banner