LOVE DEATH TIME

Ooops, we did it again. A new album… Available on Bandcamp:

 

The artists read scripts

In Polish (we are still working on the English version).

While all movie productions are stopped, some artists has decided to read scripts, to give the audience a… yeah, what? We have not a clue and I think, those artists doesn’t have it either.

Scripts we read may never be realised. But this is nit the question. And when you have a script (somewhere, in your imagination maybe), don’t hesitate to make a little movie and send it us. We will be happy to present it here.

Today: MU. Here: 

 

Przyszłość będzie zaskakująca

©Marek Gajdziński.
Artykuł ukazał się po raz pierwszy w magazynie BLIZA Kwartalnik Artystyczny, 3.24 (2015), 

In eine Fotofalle getappt, ©Max Dogin

Wim Wenders w roku 1982 nakręcił film Pokój 666. Szatańska formuła. A diabeł lubi się śmiać. Z kogo? Z nas, oczywista. A w tym filmie konkretnie z kilkunastu światowej sławy reżyserów, którzy próbują bawić się we wróżki. Z raczej opłakanym skutkiem. Bo na pytanie o przyszłość filmu i jego języka nikomu nie udaje się niczego ważnego powiedzieć. Mówią o wszystkim, o przeszłości, obecnej sytuacji – ale nie o przyszłości. Tak więc jednym z najważniejszych przesłań tego obrazu jest wniosek, że przyszłości przewidzieć się nie da, że nie sposób powiedzieć o niej czegokolwiek sensownego. Prócz stwierdzeń typu: Przyszłość będzie ciekawa. No i zaskakująca. Ale nawet takie stwierdzenia w 1982 roku w pokoju numer 666 w Hotelu Martinez w Cannes nie padły. Wybrzmiały za to podczas ostatniego Malta Festival w Poznaniu. Zaproponowane przez Tima Etchellsa, kuratora tegorocznego, zorientowanego na przyszłość idiomu (New World Order), i jego trupę Forced Entertainment. W spektaklu zatytułowanym Tomorrow’s Parties para aktorów stoi na scenie i snuje przed publicznością najróżniejsze wizje przyszłości, przerzuca się nimi i używa ich jako formy dialogowania. Przyjmijmy i my tę formułę. Bo wygląda na to, że lepszej na razie nikomu nie udało się znaleźć. Wyobraźmy sobie zatem taki dialog: 

W przyszłości w kinie niewiele się zmieni. 

Oprócz tego, co będziemy oglądać i jak będziemy to robili. 

W przyszłości będziemy oglądać filmy krótkie, bardzo krótkie. Pięciominutowe, jednominutowe, może nawet kilkusekundowe. Takie filmy mamy już dziś, tylko cały czas walczą one o byt z filmami pełnometrażowymi. W końcu zwyciężą. Bo ludzie będą mieli coraz mniej czasu na siedzenie przed ekranem. Film będzie się musiał do tego dostosować.

W przyszłości będzie tak, że film będzie się rozpościerał przed nami, przed każdym z osobna, jak projekcja na ścianie.

A może w przyszłości filmy będą raczej coraz dłuższe? Może nawet filmy fabularne będą przypominały dzisiejsze seriale – i będą trwały 12 godzin, dni, może nawet tygodni? Ludzie będą mieli coraz mniej czasu, ale długie filmy wcale im tego czasu nie będą zabierały. Pozwolą tylko lepiej czas spędzić. Na przykład w towarzystwie. Dziś każdy trzyma telefon pod stołem i tam co jakiś czas zerka. W przyszłości będzie tak, że obraz będzie się rozpościerał przed nami, przed każdym z osobna, taki wielki, coś jak dzisiejsza projekcja na ścianie. Każdy będzie miał taki obraz, lecz nie wprowadzi to chaosu, bo te obrazy nie będą się na siebie nakładały. Będą bowiem tak spolaryzowane, by widział je wyłącznie ich właściciel. W ten sposób ludzie siedzący przy stole będą mogli na siebie normalnie patrzeć, rozmawiać, i jednocześnie oglądać filmy. Zaczną być coraz bardziej cenione filmy o wolnym tempie, takie, które przemawiają obrazem raczej niż fabułą, tak jak filmy Tarkowskiego, choćby Ofiarowanie. Tak, kino przyszłości to będzie coś w rodzaju Tarkowskiego, tylko w zwolnionym tempie. 

In eine Fotofalle getappt. ©Max Dogin

Na rzecz filmów długich, o powolnym, transowym rytmie, przemawiać będzie też fizyczne uwolnienie widza i filmu, wszak by oglądać film, widz nie będzie musiał już być przykuty do sali projekcyjnej i fotela. Nic nie będzie stało na przeszkodzie, by oglądać filmy podczas spaceru, dajmy na to, po lesie czy po plaży. Albo podczas zaganiania krów do obory. Widz zaganiający krowy będzie zupełnie innym widzem. 

A może w przyszłości mało kto będzie cokolwiek oglądał?

Widz przyszłości będzie widzem grającym. Bo granica między grami a filmami stopniowo ulegnie zatarciu. Interaktywność filmowego medium sprawi, że każdy widz będzie mógł brać czynny udział w oglądanym przez siebie filmie. Każdy z członków rodziny siedzącej wokół wigilijnego stołu będzie jednocześnie zaznawał przygód w innych miejscach, na przykład będzie w tym czasie próbował wydostać się z pokoju, w którym ktoś go nie wiadomo kiedy i dlaczego zamknął (jak tego Oh Dae-su, bohatera filmu Oldboy, za który Park Chan-wook wziął główną nagrodę w Cannes w 2004 roku), wykorzystując wskazówki ukryte w traumatycznych, wypartych wspomnieniach z dzieciństwa. 

A może w przyszłości mało kto będzie cokolwiek oglądał? Bo oglądanie będzie zbyt drogie? Bo po krótkim okresie panowania intelektualnego komunizmu – kiedy w wyniku światowej rewolucji (która zacznie się w USA i podzieli świat na dwa wrogie obozy, między broniące praw autorskich Chiny z kilkoma sojusznikami a całą, intelektualnie komunistyczną resztę) zostaną zniesione wszelkie prawa intelektualne i filmy staną się darmową, ogólnie dostępną rozrywką – nastąpi powrót do egzekwowania praw autorskich, tak radykalny, że nawet za myślenie trzeba będzie płacić. To znaczy płacić za wykorzystanie cudzych myśli we własnym umyśle. Bo przecież mało kto jest zdolny do myślenia własnymi. A opłata – bardzo słona – będzie pobierana automatycznie, jak dziś należność za muzaki puszczane w windach domów towarowych czy hoteli. 

In eine Fotofalle getappt. ©Max Dogin

A może jeszcze inaczej, myślenie cudzymi myślami stanie się tak drogie, że wszyscy będą na okrągło oglądali filmy po to tylko, żeby nie myśleć. Bo robione masowo w Szanghaju i Hong Kongu filmy, ze scenami rozpadającymi się już po pierwszym obejrzeniu, będą tańsze od solidnych, wyprodukowanych na własny użytek myśli. 

Filmowcy zostaną uznani za wrogów publicznych numer jeden, będą się organizowali w gangi i produkowali filmy po kryjomu.

Przyszłość, kto wie, może należeć do horroru. Każdy będzie mógł sobie zamówić fabularny horror, który będzie dostosowany do jego osobistych lęków i obsesji.  Niczym skrojony na miarę garnitur. Horror na tyle doskonały, że będzie doprowadzał ludzi do tak panicznych ataków strachu, iż nastaną dni masowych samobójstw. W tym samym czasie serwisy społecznościowe i inne metody gromadzenia wiedzy o człowieku staną się tak doskonałe, że oparte na osobistym profilu horrory będą powstawały bez względu na to, czy człowiek tego sobie życzy, czy nie. I będą mu podsuwane w najmniej oczekiwanych chwilach, podobnie jak dziś reklamy serwisów matrymonialnych. Każdy człowiek będzie żył w tak strasznym i permanentnym strachu, że jedyną alternatywą przed odebraniem sobie życia będzie popadniecie w szaleństwo. 

Rządy wielu państw, przerażone perspektywą wyludnienia i bankructwa funduszy emerytalnych, zdelegalizują kino. Filmowcy zostaną uznani za wrogów publicznych numer jeden w USA. Będą się organizowali w gangi i produkowali filmy po kryjomu. Albo kupowali za bezcen w wyludnionej Kanadzie, która nie wprowadziła zakazu, i przemycali przez granicę. Ludzie będą się zbierać po kryjomu w nocnych melinach, by wspólnie oddawać się zakazanej nieprzyjemności. 

Może jednak nie będzie tak źle. Może odarcie człowieka z prywatności sprawi, że powstaną programy komputerowe, które będą automatycznie generowały obrazy i filmy według naszych najskrytszych myśli. W niemal każdej minucie filmu będziemy bezlitośnie konfrontowani z jakimiś wypartymi, poukrywanymi głęboko w zakamarkach piwnic naszych umysłów, wstydliwymi myślami i, co gorsza, filmy te będą filmami publicznymi, każdy będzie mógł je obejrzeć. I, co jeszcze gorsza, z jakiegoś nie znanego nam jeszcze powodu będziemy to uwielbiali. Na podobieństwo średniowiecznych wyznawców Chrystusa, którzy masowo znajdowali upodobanie w publicznym obnażaniu swych ciał i w umartwianiu się poprzez biczowanie. 

In eine Fotofalle getappt. ©Max Dogin

Ludzie staną się jeszcze bardziej samotni i wyobcowani. Kino, ciemna sala projekcyjna, była miejscem spotkań, często intymnych spotkań. Rozwój technik i multimedialnych gadżetów sprawi, że każdy będzie żył zamknięty w swoim wewnętrznym świecie, tak jak dziś czynią to hikikomori albo otaku, japońscy dziwacy. 

Kino przyszłości uwolni się od przymusu snucia historii.

A może odwrotnie, może mobilność obrazu połączy ludzi zamiast dzielić? Może nastanie moda na towarzyskie zabawy filmowe, takie na przykład, że kawałki filmu czy odcinki serialu będą porozrzucane po różnych ludziach, po należących do nich nośnikach, powiedzmy, że telefonach, i żeby obejrzeć kolejny kawałek, trzeba będzie odnaleźć właściwego człowieka i się pod niego podpiąć na wspólny seans. Bo właściciel kawałka będzie oglądał razem z nami, tak to będzie urządzone, że nie będzie mógł sam sobie obejrzeć, że warunkiem obejrzenia będzie znalezienie partnera. Być może z czasem zmieni się dzięki temu ewolucyjny model łączenia się ludzi w pary i większe grupy. Nie po to, żeby płodzić dzieci i przetrwać, lecz by wspólnie coś obejrzeć. 

A może kino przyszłości uwolni się od przymusu snucia historii? Bo ludzie zaczną masowo interesować się medytacją zen albo kontemplacją własnego wnętrza, na wzór świętego Ignacego Loyoli. I będą cały swój umysłowy wysiłek kierować na uwolnienie się od automatycznej narracyjności swoich umysłów. Dostrzegą, że śledzone na ekranie opowieści działają na umysł jak narkotyk, i że warto czynić wysiłki, by z tym nałogiem zerwać. I wtedy dopiero odkryją piękno obrazu, który wreszcie będzie tylko tym, czym jest, obrazem. Skłaniającym do naturalnej zadumy i do niczego więcej. 

Z pewnością zmieni się kształt obrazu. Nie będzie już ani prostokątny, ani kwadratowy. Tylko nie wiadomo jaki. Może okrągły? 

In eine Fotofalle getappt. ©Max Dogin

A może kształt ekranu będzie nieokreślony? Może obraz przyszłości będzie miał nieokreślone granice? To znaczy określone, lecz trudne do uchwycenia? Nie łatwo będzie zdecydować, czy dana rzecz należy jeszcze do filmu, czy do pozafilmowej rzeczywistości. Trudno też będzie określić, czy emocje, które czujemy, są naszymi własnymi emocjami czy może emocjami filmowych postaci. Czy zdarzenia, które pamiętamy, rzeczywiście nam się przydarzyły, czy tylko je oglądaliśmy na ekranie. 

Bo świat filmu stanie się rzeczywistością. I różnie będzie przez różnych ludzi postrzegany. Podobnie jak to się dziś ma z dwujęzycznością, kiedy zadajemy sobie pytanie – który z moich języków jest tym pierwszym? I nie znajdujemy odpowiedzi. Dla wielu takich zagubionych ludzi filmowa rzeczywistość stanie się tą pierwszą. Świat realny straci na znaczeniu, zostanie wyparty na margines życia. Albo w ogóle przestanie istnieć. 

Po co bawić się w jakieś fizyczne projekcje, kiedy można to sobie wszystko wyobrazić z jeszcze lepszym skutkiem?

A może w przyszłości nie będzie ekranów, będzie tylko kadr rzucany na różne przypadkowe powierzchnie czy trójwymiarowy, unoszący się w powietrzu obraz? Obiekt? Widz będzie dzięki temu mógł aktorów dotykać, choćby i podszczypywać aktorki. Wystarczy wyciągnąć rękę. Albo nawet nie wyciągać, bo to może dziać się bliżej, w nałożonych na nos okularach. 

A może kino przyszłości umiejscowione zostanie głębiej jeszcze, to znaczy w mózgu człowieka? Po co bawić się w jakieś fizyczne projekcje, kiedy można to sobie wszystko wyobrazić z podobnym, a może nawet jeszcze lepszym skutkiem? Każdy będzie wymyślał filmy, choć nie będzie sobie z tego zdawał sprawy, podobnie jak dziś wyobrażamy sobie, tworzymy naszą rzeczywistość i też zazwyczaj nie mamy o tym pojęcia. Sobie i innym, bo przecież wymyślanie jest zajęciem kolektywnym. 

In eine Fotofalle getappt. ©Max Dogin

Tylko czy w przypadku filmów wyłącznie wyobrażonych pojęcie kształtu i granic obrazu będzie w ogóle miało jakiś sens? Czy sytuacja filmu nie będzie przypominała sytuacji naszego wszechświata? O którym niewiele da się powiedzieć, prócz pozornie paradoksalnych stwierdzeń typu że jest nieskończony, lecz ograniczony? Albo odwrotnie? 

I tak te gdybania będą się jeszcze przez jakiś czas ciągnęły – a może nie? może same dojdą do wniosku, że już wystarczy? – aż do zakończenia, w którym przeczytamy, że tak spekulować można by długo jeszcze. Ale czy warto? Dla rozrywki, być może. No i dla poszerzenia myślowych horyzontów, dla obejmowania nimi coraz większych obszarów możliwości – wszak proces ten nie ma końca, możliwe jest wszystko. Ale czy w ten sposób dowiemy się czegoś ważnego o przyszłości? Czegoś o niej prawdziwego? W to należy wątpić. Bo wszelkie gdybania są w pierwszej kolejności – i być może jedynej – jedną wielką kopalnią wiedzy o nas samych, o naszych jawnych i ukrytych marzeniach oraz lękach. Kino owszem, się nimi karmi, ale tak naprawdę niewiele lub nic zgoła sobie z nich nie robi. Bo kino jest jak życie. A w życiu, wiadomo, bywa raz tak, raz siak, a czasem zupełnie inaczej. I żadna przyszłość tego nie zmieni. 

30 Jahre Breslau GmbH

Denn was bedeutet Zeit? Eine Erinnerung? Eine Linie? Oder vielleicht doch nicht? Eine sich ständig wiederholende Spirale, an der Ereignisse aus der Vergangenheit näher einander rücken? Der europäische Gedanke hat da nicht wirklich viel zu bieten, was den Zeitbegriff angeht. Es kann an der Sprachfamilie liegen. Oder schlicht an der Freude, sich mit nutzlosen Ideen zu beschäftigen.

Und trotz des Mangels feiert die Breslau GmbH in diesem Jahr ihr 30. Jubiläum.

Gegründet an einem wunderschönen Tag im Mai (das genaue Datum der Gründung liegt im Dunkeln der Geschichte, oder aber es ist den Mitgliedern schlicht entfallen, wie es ihnen entfallen ist, dass es bereits dreißig Jahre her ist) in einem kleinen Park in Hamburg. Aus Langeweile. Oder aus dem Drang heraus, etwas bedeutendes, etwas einmaliges, etwas kraftvolles der Welt zu sagen. Ich denke, aus all den Gründen. Wobei es mit dem letzteren nicht wirklich so gut hat klappen wollen.

Es folgten unzählige Ausstellungen, die in dem Namen der Gruppe veranstaltet wurden. Es folgte ein Besuch bei der Off – Documenta 1992 an dem die Gruppe beteiligt war und aber der Name der Gruppe,                    nicht erwähnt wurde. Es folgten weitere Ausstellungen. Mit                      Künstlern als auch Einzelausstellungen in                                   . Es folgten Gedichte sowie dann                                     . In der Mitte der 90er Jahre dann ein Bruch und eine                                                      mit ganz neuen                                                      . Um dann am Anfang des neuen Jahrtausends                                                                                                                   zu                                                                          und                                                                                                                                                            weiter                                                                                                                                                                                                                                                                                                Ab                          worden.                                                                                                                                                                                                                                          ein                                                                                                                                                                                                                                                                                                                         ganze Welt. Die                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                          Kunst                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                Krise                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                         Kapitalismus . Dennoch                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                aber                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                        und                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                            Zukunft                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                               Vergangenheit.                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                               Postmoderne                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                              herausragende                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                         Kunstmarkt                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                   Akzelerationismus                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                              Am Strand von Buenos Aires.

Seducing the Swan

Der Begriff der Zeit hängt von der Sprache, die wir benutzen, um die Zeit zu beschreiben. Was passiert mit ihr, wenn wir eine Sprache sprechen, die kein gestern und kein morgen kennt? In der Zeit nicht vergeht sondern stehen bleibt? Und wenn die Zeit stehen bleibt, was passiert dann mit dem Tod? Der Tod ist also eine linguistische Frage. Und darüber handelt unser Album, das bald erscheint. Hier der erste Track. Seducing the Swan.

https://zenvampires.bandcamp.com/track/seducing-the-swan

Untitled

A third untitled poem ©by Mari Khelashvili.
Mari is a famous musician and artist from Tbilisi, Georgia.

©by Zenvampires

Untitled

Randomly I start to think of dialogs 
From the passed years
Puzzling the words they’ve said
I wonder what they meant.
My childhood dreams
Pop up in head
Why do I still remember them
I take one puff
close my eyes 
Follow my trip
Where all the meanings triple
Left the walls
Soaked up in my obsessions
Just take a walk 
Escape from questions
The road was long, 
full of street cats
Their shameless gaze
Full of judgment
Makes me guilty
I never feed them

Don´t touch the Moon

©Zenvampires

Bitte beim Duschen singen.

Lyrics

Der Mond war magisch. Aber nicht so magisch, wie ich es erwartet hätte.

Also ging ich spazieren. Ein Spaziergang tut immer gut. Ich ging auf der Straße. 

Plötzlich, ich weiß es nicht, hinter der Ecke.

Dunkel.

Dunkelheit.

Alles aus.

Strassenlaternen, die Sterne, die rote Ampel.

Ich weiß auch nicht, ob es was mit dem Mond zu tun hatte.

Alles

Dunkel.

Dann flackerte alles auf. Ganz kurz.

Vielleicht des Virus´ wegen? 

Weil doch alles wie immer war. 

Menschen laufen auf den Straßen, wie sie immer liefen.

Treffen sich. Bleiben kurz stehen. Reden. 

Autos fahren. Wie immer.

Und doch war etwas anders. Und für den ersten Augenblick ist es schwierig zu sagen, was.

Eine Verschiebung der Realität. Eine neue Interpretation. 

Auch neue Symbole. Und eine ganz neue Semiotik. 

Neue Zeichen. Der Sprache und der Körper. 

Aber wenn man sich beeilt, sieht man es nicht.
Und wenn man in den Wald geht, ist alles wie immer. 

Je ne suis pas Charlie Hebdo

(Lęki współczesności)
©Marek Gadziński

©Max Dogin
BESCHLEUNIGTE REALITÄT:
“Wehe aber den Gottlosen…”

1.
Każdy musi z czegoś żyć. Dlatego większość z nas pracuje. A co jeśli stanie się to niemożliwe? Bo nie będzie już pracy dla ludzi. Nie chodzi o to, że dla niektórych będzie, dla innych nie będzie. Dla nikogo nie będzie. Bo ludzi zastąpi sztuczna inteligencja i sterowane nią automaty. A pieniądze, które gromadzimy na rachunkach oszczędnościowych? W każdej chwili mogą stać się nie warte papieru, na którym je wydrukowano. Czeka nas gwałtowna przesiadka na nowe, wirtualne waluty. Stanie się to najprawdopodobniej z dnia na dzień, bez ostrzeżenia. Możemy się przed tym próbować uchronić, lokując w nieruchomości. Ale budynki nie będą przecież potrzebne sztucznej inteligencji. Ich znaczenie, a zatem i cena, staną się marginalne. To może w tę wirtualną walutę, do której przyszłość należy, powinniśmy inwestować? Sęk w tym, że systemów wirtualnych walut jest bez liku, nie wiadomo, który zostanie uznany za obowiązujący. Poza tym okres przejściowy to zawsze okazja dla sprytnych, by wystrychnąć na dudków tych mniej sprytnych.

2.
Nękani takimi niepokojącymi myślami, ludzie coraz częściej szukają porad znanych wróżek i wróżów. Albo innych ekspertów, ekonomicznych i politycznych komentatorów, futurologów. Co się stanie z Europą? Zanikający w polityce podział na prawicę i lewicę rozmyje się jeszcze bardziej, do tego stopnia, że partie właściwie niczym się od siebie nie będą różniły. Oprócz kilku drobnych, lecz budzących niezwykłe emocje kwestii. Takich jak prawo do aborcji i eutanazji, czy stosunek do osób o niekonwencjonalnych nawykach seksualnych. Losy zjednoczonej Europy będą wydawały się niepewne przez dwa lata jeszcze, po czym nastąpi ostry zwrot i powołane zostaną Stany Zjednoczone Europy. Radość nie potrwa długo, bo coraz wyraźniejszy będzie podział na stany północne, od UK, przez Skandynawię, po Łotwę i Estonię, i południowe. Podział związany ze sporną kwestią statusu osób nie-heteroseksualnych i poczętych dzieci najdotkliwiej odczują rozdarte na pół stany położone pomiędzy tymi biegunami. Północ będzie się domagała rozwiązań wynikających z daleko posuniętej empatii, południe będzie broniło stanowiska ludzi niezdolnych do współodczuwania. W końcu dojdzie na tym tle do wojny domowej, która pogrąży nasz kontynent w głębokiej ciemności, na całe wieki.

3.
Częściej jednak pogłoski o nadchodzącej wojnie mają mniej sprecyzowany charakter. – Będzie wojna – słyszymy tu i tam. – Jaka wojna? Kto z kim? – pytamy. – Kto z kim? Nieważne – odpowiadają ci dobrze poinformowani. – Ważne, że będzie. Niedługo, sam zobaczysz. I odchodzą, zostawiając nas z tym lękiem. Bo przecież nie jesteśmy wariatami, boimy się wojny. Zwłaszcza my tu, w naszej części Europy. Wir im Osten. A ci, co nas tym strachem epatują? Oni też się boją, tylko mówienie o tym, straszenie innych, to ich sposób radzenia sobie z lękiem. Jeden z wielu.

4.
SS-Obersturmbannführer Rudolf Hoess, komendant niemieckiego obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau w latach 1940–1943, w swoich wydanych w roku 1956 wspomnieniach pisze o pewnym rumuńskim arystokracie, który został przywieziony do Oświęcimia jednym z transportów, w asyście służącego. Książę miał, zdaniem Hoessa, osobliwy sposób spędzania czasu. Niemal bez przerwy się masturbował. Z zapamiętaniem wartym lepszej sprawy. Trwało to kilkanaście dni. Po czym zmarł z wycieńczenia.

Walka jest esencją istnienia. Dlatego mądry człowiek nie zajmuje stanowiska. Czyż nie na tym zasadza się wielkość Homera albo Szekspira? Że obaj zachowywali daleko posuniętą bezstronność wobec walk i sporów toczonych przez wykreowane przez nich postaci?

5.
Zaiste, sposobów radzenia sobie z trwogą mamy cały arsenał. A mimo to tak bardzo sobie nie radzimy. Może powinniśmy spróbować inaczej? Po prostu się nie bać? Choćby i tej wojny – czy rzeczywiście musi budzić trwogę? A gdyby przyjąć ją za coś naturalnego, nieuchronnego, jak jakieś, dajmy na to, doroczne święta? Te dwa różne spojrzenia na wojnę zawarte są w pewnej antycznej polemice. Przypomnijmy, za Vincenzem, najpierw słowa Homera: “Bodaj sczezła niezgoda spomiędzy bogów i ludzi, z nią zaś gniew, który nawet w rozumnym rozpęta szaleństwo”. Na lament ten, włożony w usta Homerowego ulubieńca Achillesa, Heraklit tak odpowiedział: “Homer modli się o ustanie walki, ale nie widzi, że przez to samo modli się o zniszczenie świata, bo gdyby walka i zmaganie ustało, świat przestałby istnieć”. A tego boimy się jeszcze bardziej, czyż nie?

6.
Walka wydaje się być esencją istnienia. Wszechświat istnieje dzięki napięciu odczytywanym przez nas jako wrogość. Na przykład dzięki zmaganiom energii dodatniej (masy) z ujemną (siłą grawitacji), jak mówią fizycy kwantowi. Albo, w bardziej symbolicznym wymiarze, dzięki walce dobrego ze złym, jak prawią gnostycy. Dzięki temu świat istnieje, i jednocześnie nie istnieje, bo bilans tych sił zawsze jest równy zeru. Jeśli przyjrzeć się temu, co dzieje się w naszych organizmach, też widzimy tam nieustanną walkę. Polem walki jest na przykład krwiobieg, bo krew to pożerające się nawzajem mikroorganizmy. Albo umysł, składający się z myśli zajętych bez reszty bratobójczą walką o dominację. Można powiedzieć, że ta walka jest wszystkim, to znaczy najważniejszym z tego, co się na nas składa. Stanowi naszą tożsamość. Dlatego mądry człowiek nie zajmuje stanowiska. Czyż nie na tym zasadza się wielkość Homera albo Szekspira? Że obaj zachowywali daleko posuniętą bezstronność wobec walk i sporów toczonych przez wykreowane przez nich postaci? Przywołajmy jeszcze raz Vincenza który, w książce pod tytułem Z perspektywy podróży, o Homerze tak mówi: “Nie ma w nim krzty stronniczości. Jego sprawą nie są losy jednego bohatera tylko, lecz wszystkich razem”.

© Max Dogin
ACCELERATED REALITY:
The Entrance to Hell

7.
Gurdżijew uważał, że istniejemy głównie po to, by kosmiczni ludożercy, Słońce, Księżyc i inne ciała niebieskie, mogli karmić się naszymi emocjami. Budziło to lęk niegdyś, w słuchających go ludziach, budzi lęk dziś, w czytających jego pisma. Ale pojawia się tu również pokrzepiająca myśl. O tym, że nasze lęki mają fundamentalne znaczenie. Bo bez nichcały ten bałagan być może nie mógłby istnieć. To znaczy świat. Poczęty w wyniku nagłego, niczym konkretnym nie wywołanego lęku, zwanego przez uczonych niekontrolowaną fluktuacją absolutnej pustki.

“Czego się jeszcze boimy? Oprócz życia i śmierci, spółkowania i wojny, światła i ciemności? To proste. Wszystkiego.”

8.
Czego się jeszcze boimy? Oprócz życia i śmierci, spółkowania i wojny, światła i ciemności? To proste. Wszystkiego. Współczesne lęki, ich najważniejsze obszary i rodzaje, można opisywać na wiele sposobów, w ujęciu filozoficznym, psychologicznym, terapeutycznym. Wszystko to, prędzej czy później, sprowadza się do lęku przed życiem, a więc przed wszelką zmianą. Do tego najbardziej fundamentalnego i zarazem traumatycznego doświadczenia narodzin, z rodzącą się świadomością istnienia poszczególnego, osobnego, samotnego. Pod tym względem lęki współczesne nie różnią się zbytnio od lęków historycznych. Przybierają tylko przynależne współczesności szaty. To dlatego właśnie nadal wywierają na nas wrażenie antyczne greckie dramaty, wspomniany Homer czy Szekspir. Bo esencją są tam lęki uniwersalne, ponadczasowe. W starożytności katharsis przeżyte w teatrze miało w zamyśle wartość terapeutyczną, pozwalało na zrozumienie lęku i jego oswojenie. Być może podobna idea przyświecała temu, który wynalazł współczesny horror. Edgar Allan Poe stworzył, na własne podobieństwo, postać człowieka nękanego dotkliwie przez death drive, co można oddać jako pożądanie śmierci. Czy to połączenie Erosa z Tanatosem, widoczne już we wspomnianym wcześniej incydencie z rumuńskim księciem w Auschwitz w roli głównej, nie daje nam do myślenia? Czy nie tłumaczy ogromnego rozpasania erotyzmu w naszej trwogą stojącej kulturze? Mówią, że współczesny mężczyzna myśli o seksie ileś tam razy na minutę, a w ciągu całego dnia to lepiej nie liczyć. A współczesna kobieta? Mniej się boi? Czy jedynie nieco inaczej swoje lęki koi? Doznanie erotyczne daje nam pewne ukojenie, nie zmienia jednak tego, co tkwi u podstaw problemu. Przyczyna lęku pozostaje. Jak tu żyć? I nie zwariować z nadmiaru strachu?

9.
Kiedy człowiek zaczyna tak na serio kontemplować swoje wnętrze, pierwsza najważniejsza rzecz, z jakiej sobie zdaje sprawę, to niewiarygodna liczba myśli, które bezustannie kotłują mu się w głowie. Po jakimś czasie zaczyna dostrzegać związek tych na pozór beztroskich myśli z poruszającymi nim lękami. Niektórzy nie ograniczają się do myślenia lękami, lecz je nieustannie wypowiadają. Brzmi to czasem zupełnie niewinnie. Ojej, znowu nie będzie gdzie zaparkować, mówisz do męża albo żony, kiedy jedziecie na wieczorny koncert do filharmonii. Albo że nie będzie już biletów. I rzeczywiście, jak się po chwili okazuje, nie ma gdzie zaparkować. A nawet jak jest, to bilety dawno się już skończyły. Mówisz i masz. Z czasem wchodzi ci to w nawyk, jak temu Irlandczykowi, który na każdą propozycję odpowiadał: It won’t work. Że to się nie uda. I rzeczywiście, prawie nic się z nim nie udawało. Zapytałem go kiedyś, po co to mówi, po co tak kracze. Zdziwił się. Że co niby mówię? Najwyraźniej nie zdawał sobie sprawy z tego, że za każdym razem wypowiadał te same słowa. Było to dla niego coś w rodzaju zwyczajowego How are you? Bo trwogą podszyte jest nie tylko nasze świadome życie, lecz również – a może przede wszystkim – wszystko co nieświadome. Także to, co pojawia się w naszych snach.

10.
Jakiś czas temu byłem chory. Grypa albo przeziębienie. Miałem charakterystyczne dla takiej choroby sny. Rodzaj koszmaru związanego z zapisywaniem w pamięci tego, co mi się śni. Śnię fragment czegoś, na przykład początkowy fragment artykułu o lękach współczesności, i zapisuję, to znaczy daję komendę save. I zamykam. Ale po chwili nie jestem pewny, czy zapisałem właściwą wersję, więc otwieram, przeglądam wszystkie poprzednie zapamiętane wersje, porównuję, i jak zwykle zaczynam się w nich gubić. Cały długi sen dotyczy więc jednego krótkiego snu i problemów związanych z jego zapisaniem. To właśnie ten koszmar, który mnie czasem nawiedza.

Ale tym razem było inaczej. To znaczy tak samo. Tylko potem wydarzyło się coś jeszcze. Coś zupełnie nowego. Zacząłem, nadal śniąc, snuć rozważania. Na temat zapisywania myśli, o tym, jak to zostanie w przyszłości rozwiązane. No i pojawiła się wizja Powszechnego Systemu Transkrypcji Myśli. Z jednej strony korzyść oczywista, zamiast pisać myślisz i już, gotowe. Z drugiej jednak sporo minusów. I zagrożeń. No bo jak to wpłynie na jakość myślenia? Zamiast myśleć tak jak teraz, czyli mieszaniną języka, obrazów i innych impulsów oraz doznań, które mogą nie mieć słownego odpowiednika, zaczniemy myśleć wyłącznie słowami. I staniemy się wewnętrznie ubodzy o całą pozasłowną wersję tak marzeń, jak i rzeczywistości.

(Na jakiś czas, przynajmniej. Bo w końcu nauczymy się pewnie zapisywać obrazy i inne doznania. Ale co, jeśli wtedy nie będziemy już potrafili ich wytwarzać? Nic, będziemy musieli się uczyć od nowa. Tak to przebiega przecież, od wieków. Najpierw mówiliśmy jednym językiem, potem się porozłaziliśmy i języków zrobiło się całe mrowie, a dziś znowu się łączymy i będziemy musieli coś z tym zrobić, to znaczy nauczyć się jakiejś wspólnej dla wszystkich formy komunikacji. Na przykład takiej, jaką przyjął, na razie dosyć jednostronnie, James Joyce w wieńczącej jego dorobek powieści Finneganów tren.)

© Max Dogin
The Entrance to hell.

Albo inne zagrożenie, związane z oddzielaniem czasu pracy od czasu dla siebie. Co jeśli ten drugi zostanie całkowicie wyparty? I nawet we śnie, poprzez wspomniany system transkrypcji, będziemy odbierać i odpowiadać na maile w sprawie wysyłki towaru, reklamacji, albo rezerwacji czegoś tam? Albo jeśli się okaże, że sny są szczególnie wartościowe z ekonomicznego punktu widzenia, i że sny na zamówienie staną się formą zarabiania? Po takiej nocy intensywnych snów będziemy się budzili nieziemsko zmęczeni, i podczas dnia nie będziemy zdolni do konstruktywnego myślenia.

“Warunkiem niezbędnym dla zaistnienia lęku wydaje się być istnienie przyszłości

A prywatność, co z nią się stanie? Jeśli Powszechny System Transkrypcji Myśli będzie automatycznie transkrybował, zapisywał i wrzucał do sieci wszystko? Bo tak będzie najtaniej – zapisywać wszystko, a potem zastanawiać się, co potrzebne, a co nie. I jeśli będzie to tak urządzone, że korzystanie z systemu jest darmowe, ale każde odłączenie się i ponowne podłączenie wiązałoby się z jakąś wysoką opłatą? Innymi słowy, podłączenie do systemu i zgoda na totalne odarcie z prywatności jest oczywistą koniecznością, bez tego nie da się przecież pracować. Jeśli masz wolne, chcesz się zrelaksować, możesz się na chwilę odłączyć. Ale tylko dopóty, dopóki cię na to stać.

11.
Warunkiem niezbędnym dla zaistnienia lęku wydaje się być istnienie przyszłości. Lęku przed tym, co robią, co myślą, co knują owe (to znaczy Homerowe) niewidzialne ręce, które nami najsilniej poruszają. O których nic nie wiemy. A wiedzieć byśmy chcieli. Choć jednocześnie boimy się niekontrolowanego przyrostu informacji. Jeszcze niedawno ogólna wiedza ludzkości podwajała się raz na stulecie. Obecnie jednak bliżej mamy do raz na rok niż stulecie. A przewiduje się, że już niebawem będzie to raz na dobę. Kto będzie w stanie za tym nadążyć? Z pewnością nie ludzie, którzy mają kłopoty z zalogowaniem się do swojej poczty w smartfonie. Przyszłości boimy się również dlatego, że przynosi niepokojące informacje dotyczące przeszłości. Ludzi niegdyś strasznie zaniepokoiła wiadomość, że wzięli się od małpy. Wielu do dziś sobie z tym nie radzi. Jednak kolejne wieki przyniosły nowe wyzwania. Jak poradzić sobie ze świadomością, że wzięliśmy się z niczego? I że najprawdopodobniej niczym też jesteśmy? Choć jednocześnie wszystkim? Być może dlatego właśnie tak bardzo tęsknimy za wizją pozbawionego pojęcia czasu Królestwa Niebieskiego, snutą przez kulturę chrześcijańską, stanu idealnej Pustki, proponowaną przez religie Dalekiego Wschodu, czy świata w skali Plancka, domniemywanego przez fizyków kwantowych. Być może na tym polega magia malarstwa czy rzeźby, które siłą rzeczy zatrzymują czas, pozwalają duszy skłonnej do kontemplacji częściowo chociaż zaznać stanu tu i teraz, w na poły udawanej, na poły prawdziwej ignorancji faktu istnienia jakiejkolwiek przyszłości.

“Kiedy człowiek zaczyna tak na serio kontemplować swoje wnętrze, pierwsza najważniejsza rzecz, z jakiej sobie zdaje sprawę, to niewiarygodna liczba myśli, które bezustannie kotłują mu się w głowie. Po jakimś czasie zaczyna dostrzegać związek tych na pozór beztroskich myśli z poruszającymi nim lękami.”

12.
Wizja braku przyszłości, istnienia wyłącznie tu i teraz, wydaje się kojąca. Lecz jednocześnie wielce niepokojąca, jeśli się nad nią głębiej zastanowić. Problem ma bowiem nie jedno, lecz dwa dna. A może i więcej. Wyobraźmy sobie fabułę, której bohater i zarazem narrator staje oko w oko z nagłą śmiercią. Słyszy energiczne stukanie do drzwi, podchodzi, otwiera, a tu człowiek w kominiarce i kuloodpornej kamizelce, mierzy z kałacha. Nasz bohater nawet nie ma czasu pomyśleć zwyczajowego w takich wypadkach “A nie mówiłem?” – bo obawiał się czegoś takiego już od dawna. Od dnia, w którym podpisał jakiś durny list protestacyjny w sprawie fatwy wydanej przez ajatollaha Chomeiniego, skazującej na śmierć jakiegoś nieznanego mu bliżej pisarza, Salmana Rushdiego, autora Szatańskich wersetów, książki, o której może i coś tam słyszał, ale oczywiście nie czytał. Podpisał, bo wszyscy w biurze (pracował wtedy jako księgowy w paryskim ratuszu) podpisywali, to głupio mu było nie podpisać. A potem pożałował. W końcu zaczął się bać, zwłaszcza kiedy zaczęło być głośno o redaktorach tego tygodnika satyrycznego, który ma swoją redakcję na tej samej ulicy, obok jego domu. Oni też coś podpisali, a może więcej, może napisali, albo narysowali, coś o Allachu chyba, i zaraz dostali listy z pogróżkami. Policja im nawet jednego funkcjonariusza dla ochrony na stałe przydzieliła. Zdawał sobie sprawę, że jego obawy są równie absurdalne jak pomysł, że brygada antyterrorystyczna zrobi nalot na jego mieszkanie z powodu przetrzymanych książek z biblioteki (powinien był je oddać dobry tydzień wcześniej). No ale lęki, jak to lęki, nie muszą być racjonalne. A teraz proszę, niby absurdalne, a wszystko się jednak potwierdza. Dopadli mnie. Za jeden głupi podpis głową płacę.

Tak sobie myśli bohater naszej naprędce wymyślonej narracji. To znaczy nie myśli, bo wszystko dzieje się tak szybko, że nie ma na to czasu. Podobnie jak na rozmyślania o tym, skąd zna te oczy. Nie tego, który w niego celuje, tylko tego drugiego, który też ma karabin, ale w niego nie celuje. Jest zamaskowany, to prawda, obaj są, ale widać im oczy. I te oczytego drugiego – tak, przypomina sobie. To ten Arab, który pracował kiedyś u nich w ratuszu, jako sprzątacz. Były z nim jakieś problemy, bo miał dziwne zwyczaje. Na przykład przerywał pracę o określonych porach, by odbyć te swoje modły. Albo odmawiał podawania ręki kobietom. To powodowało napięcia i niechęć, więc w końcu go zwolniono. Zaraz, jak on się nazywał? Kouachi czy jakoś tak? A na imię miał chyba Said.

© Max Dogin
Impermanent Future 2

Tak mógłby sobie pomyśleć. Ale nie ma kiedy, bo zamaskowany napastnik – nie Said, ten drugi – naciska spust, strzela. Zabija. Choć nie, nie do końca zabija. Bo czas to pojęcie względne. Czasem wydaje się, że go nie ma, a jednocześnie jest, i to jak, w nie dającym się ogarnąć nadmiarze. Właściwość ta powoduje, że cała narracja emigruje. Przenosi się z czasu,którego nie staje, do czasu, który nie zna takich ograniczeń. To znaczy do tego ostatniego i przez to jedynego prawdziwego momentu życia naszego bohatera. Składa się z myśli i doznań, które swoją intensywnością wypierają rzeczywistość w takiej postaci, w jakiej była dotychczas znana. Pojawia się rzeczywistość bez czasu i bez miejsca, świat, w którym pojęcia te tracą sens. Dużo by można pisać o tym, jak to w praktyce wygląda, tylko po co? Lepiej to sobie po prostu wyobrazić. Słowa nic tylko gmatwają, a z gmatwaniny wyłania się strach. Utwór kończy następujący monolog wewnętrzny bohatera:

Obcy cały czas do mnie celuje, widzę, jak palec jego napiera na spust pistoletu, jakby miał trudność z przezwyciężeniem jego oporu. Czy to się kiedykolwiek zdarzy? Czy naciśnie cyngiel do końca? To zależy. Od tego, jak długo potrwa jeszcze ta chwila. Chwila, która dla niego jest pewnie chwilą, lecz dla mnie jest wszystkim. Nie tylko całym moim życiem. Poprostu – wszystkim. Ty, Droga Czytelniczko, z pewnością zadajesz sobie pytania w rodzaju – co zdarzy się dalej? Może nawet wiesz. Bo czytasz gazety, oglądasz dziennik w telewizji, i masz dobrą pamięć. Wiesz zatem, że pod tym adresem (czyli przy Rue Nicolas-Appert pod numerem szóstym, w Paryżu) bracia Kouachi nikogo nie zabili. Bo jak tylko Chérif Kouachi wymierzył we mnie, drugi z braci, Said, rozpoznał znajomą twarz i domyślił się, że coś tu nie gra. Walnął brata w ramię i powiedział do niego coś po arabsku. A do mnie po francusku, gdzie ta cholerna redakcja, zapytał. Powiedziałem mu, że owszem, przy tej ulicy, ale pod numerem 10, a tu jest 6. Chérif przez jakiś czas jeszcze nie przestawał do mnie mierzyć, jakby się nad czymś zastanawiał. Po czym opuścił lufę i wybiegł z budynku w ślad za bratem.

Ale ja nie wiem tego wszystkiego. Ja nie mam na ten temat żadnych przypuszczeń. Mnie to nie interesuje. I nigdy nie zainteresuje. Niczego nie wiem i nigdy się nie dowiem. Bo mam zamiar na zawsze już tu pozostać. W tej jednej chwili. Czyli w całym możliwym czasie, we wszech-czasie i wszech-przestrzeni. Słyszę słowa Jana Pawła II, wołającego do mnie z tarasu budynku obok. Tego, w którym mieści się redakcja Charlie Hebdo. Nie lękaj się, mówi Papież. Słyszałem to już kiedyś, ale nie bardzo rozumiałem, co miał na myśli. Teraz wiem. Nareszcie wiem. I nie pozwolę, by ktokolwiek mi tę wiedzę odebrał.

fin

Dopisek: Zamach na członków redakcji Charlie Hebdo rozpoczął się rankiem 7 stycznia 2015. Zamachowcy, bracia Chérif and Saïd Kouachi, rzeczywiście pomylili adresy i początkowo wtargnęli z bronią do niewłaściwego budynku. Saïd Kouachi rzeczywiście pracował wcześniej jako sprzątacz w paryskim ratuszu i został z posady zwolniony. Podczas ataku 12 osób zostało zabitych, 11 rannych.

“Je ne suis pas Charlie Hebdo”. BLIZA Kwartalnik Artystyczny, 2.29 (2017)
Publikacja za zgodą autora.

Untitled

We proudly present another untitled poem ©by Mari Khelashvili.
Mari is a musician and poet from Tbilisi.

Pic ©by zenvampires

hate the past
hate the forebears
hate the fetus
Follow your mind
But don’t deny your instincts
dont listen to waste matter
who’s scared of rotting in the ground
dont listen to his moans and cries
he’ll never tear his skin apart
let him decay from the inside
let him drown
and when weakness rips apart
you’ll see only skin
Hopeless withered and ripped

Cookie Consent mit Real Cookie Banner