Guo Bing Long jest jedynym z grupy, któremu udaje się dodzwonić pod numer alarmowy 999. Komunikat, który przekazuje dyżurnej osobie jest dramatyczny, “tonąć woda, dużo, dużo, tonąć woda”, ale pozbawiony ważnych szczegółów. Słychać to podczas rozprawy w sądzie w Preston. Na pytanie operatora, gdzie dokładnie jest, Long raz jeszcze powtarza: “Tonąć woda, tonąć woda”. A potem głos się urywa. Albo dzwoniący straciłzasięg, albo wyczerpały mu się pomysły na to, co powiedzieć. Albo telefon zalała woda. Nie, to niemożliwe. Bo Long jeszcze potem raz dzwonił. Do żony w Chinach. Też odtworzono tę rozmowę podczas rozprawy. “Jestem w wielkim niebezpieczeństwie. Woda sięga mi do piersi. Możliwe, że umrę. Mój szef się pomylił. Źle obliczył czas. Powinien nas odwołać godzinę temu. Powiedz rodzinie, żeby się za mnie modlili. To już blisko. Za blisko. Umieram.”
Wcześniej tej samej nocy pod numer alarmowy zadzwoniły dwie inne osoby. Najpierw miejscowy rybak z wiadomością, że po zatoce krąży jakiś samochód i że dziwnie się zachowuje. To jeszcze nie było alarmujące. No bo wiadomo, dzieciaki z Morecambe lubią sobie po pijaku pojeździć i pobawić się z morzem w kotka i myszkę. Oni myszka, morze kotek. Potem jakaś kobieta, która się nie przedstawiła. Mówiła z akcentem wskazującym na Liverpool. Powiedziała, że “mam dużą grupę chińskich chłopców na Zatoce Morecambe, utknęli i nie mogą wrócić. Wyślijcie po nich samolot albo coś takiego”. To już brzmiało poważniej, ale nadal brakowało szczegółów. Kobietę później zidentyfikowano jako Janie Bannister, 18-letnią partnerkę Lin Mu Yonga, jednego z szefów gangu.