Titanic: cała wstecz i jednocześnie do przodu

Titanic: cała wstecz i jednocześnie do przodu

Text ©by Marek Gajdziński
Photos ©by Mariusz Olszewski

We proudly present the second part of the essay by Marek Gajdziński. The third part will follow in some weeks. The first part you would find here.

We also proudly present photos made by Mariusz Olszewski. 

  1.  

O poprzednich dwóch filmach Rubena Östlunda (Turysta (2014), The Square, 2017) mówi się, że ich naczelnym tematem jest absurdalność męskiego świata. I w tym sensie W trójkącie (Triangle of Sadness, 2022) zdecydowanie się w ów temat wpasowuje, zamykając, być może, tę trylogię. Natomiast w jakimś wywiadzie, z 2018 roku, reżyser powiedział, że jego filmy są przede wszystkim o ludziach, którzy mierzą się z niespodziewanym kryzysem i – zamiast skupić się na rozwiązywaniu problemu – próbują za wszelką cenę zachować twarz. Jak ten ojciec z Turysty (2014), który udaje, że nie uciekł i nie zostawił rodziny na pastwę lawiny. Z tego punktu widzenia, Trójkąt jest taki sam i zarazem inny. Taki sam, bo też się tu ludzie mierzą. Inny, bo nie tylko faceci, wszyscy tu jakby tracą twarz od razu i tak im już do końca zostaje. Nie bardzo też widać, żeby jakoś specjalnie starali się ją odzyskać. To znaczy nie wszyscy. Bo owszem, Yaya (w tej roli Charlbi Dean, RIP) i Carl (Harris Dickinson), dwójka bohaterów, jak najbardziej, traci na dobre, ale przynajmniej trzy postaci twarz (na swój sposób) zachowują. Bo od początku do końca są sobą: (1) Thomas Smith (Woody Harrelson), kapitan, alkoholik, marksista rzucający cytatami z pism Marksa i Chomskiego; (2) Dimitry (Zlatko Burić), zabawny, bogaty rusek (zbił miliardy na sprzedawaniu gówna, jak sam to określa), który po pijaku, chwilę przed katastrofą, ogłasza przez interkom, że jest nowym właścicielem statku; (3) i, przede wszystkim, Abigail (Dolly de Leon, świetna rola!), najpierw jako niczym nie zwracająca na siebie uwagi konserwatorka powierzchni toaletowych, na statku, później, na wyspie, nowa kapitanowa – czy raczej kapitanka? – w każdym razie szefowa wszystkiego tego, co pozostało po katastrofie w burdelu.

Trójkąt smutku (bo raczej tak powinien brzmieć ten tytuł po polsku) określa zmarszczenie skroni w trójkącie oczu i nosa, co nadaje człowiekowi smutny widok. Dowiadujemy się tego podczas sceny castingu dla modeli, w akcie pierwszym. Sformułowanie to na różne sposoby odnosi się do wszystkich trzech aktów, które składają się na narracyjny trójkąt. W akcie drugim najbardziej oczywiste skojarzenie to smutek cywilizacji opartej na nierównościach społecznych, pokazany w soczewce stosunków międzyludzkich na luksusowym krążowniku wycieczkowym. Załoga i bogaci goście, których pozycję ładnie podkreśla powtarzająca się fraza “in den Wolken” (w chmurach), jedyne słowa, które potrafi wypowiedzieć pewna Niemka (Iris Berben w roli Therese), częściowo sparaliżowana po wylewie (przypomina się tu człowiek cierpiący na zespół Tourette’a, który podczas wywiadu z artystą przerywa mu opowieść o tym, jak fascynuje go społeczny rezonans jego sztuki, krzycząc kilka razy “wybierdalaj” albo “ty lagociągu”, z poprzedniego filmu Östlunda, The Square, który też przyniósł mu Złotą Palmę). W akcie trzecim tytułowa figura geometryczna przywodzi na myśl Trójkąt Bermudzki, kiedy wycieczkowiec tonie, a garstka ocalonych trafia na tajemniczą wyspę, która z jednej strony jest bezludna, z drugiej zaś –

[treść usunięta na podstawie przepisów ustawy o zapobieganiu psujawkowaniu, praktyce znanej też jako spojlerowanie, z dnia –]

  1.  

Natomiast w kontekście pytania o kierunek zmian, film wskazuje zarówno na powrót do utraconych wartości, jak i poszukiwanie wartości nowych jako odpowiedź na pytanie, jak (próbować) uniknąć nadchodzącej, trwającej już katastrofy. Albo chociaż zmniejszyć jej skalę. Ta pierwsza, utracona wartość, to matriarchat. Östlund podsuwa nam go pod rozwagę, pokazując społeczną wagę silnych kobiet, które potrafią czerpać mądrość ze świata przyrody. Choć nie bez mrugnięcia okiem – Abigail, kiedy dociera do niej, że bez niej, bez jej umiejętności polowania, grupa skazana jest na śmierć głodową, bierze sobie nie tylko stanowisko przywódczyni, ale też Carla jako osobistego maskota, przytulanka uprzyjemniającego zasypianie.

Druga wartość, ta do wypracowania, to rodzaj filmowej optyki, spojrzenie. Trójkąt smutku, mimo że zrobiony przez mężczyznę, nie nadużywa ani wojerystycznego, ani fetyszystycznego spojrzenia, dwóch składowych tego, co współtwórczyni feministycznej teorii filmu, Laura Mulvey, w eseju o źródłach wizualnej przyjemności w kinie (“Visual Pleasure and Narrative Cinema”), opublikowanym w 1975 roku, nazwała męskim spojrzeniem (male gaze). Zamiast tego, w filmie Östlunda widać raczej spojrzenie kobiece. Bo zamiast skupiać się na fizycznych walorach kobiet, kamera zajmuje się bardziej mężczyznami, co może najlepiej widać w scenie, w której jeden z członków załogi statku (widoczny wcześniej podczas szorowania pokładu szczotą ryżową czy czymś takim) obnaża owłosiony tors na oczach Carla. 

Zniesmaczenie Carla potęguje reakcja jego partnerki, Yayi (Charlbi Dean), która patrzy na drapiącego się po podbrzuszu brodacza w topless z wyraźnym zainteresowaniem.

Ale to kobiece spojrzenie filmowe dalekie jest od ostentacyjności. Można zaryzykować stwierdzenie, że Östlund szuka optyki, która nie byłaby ani specjalnie męska, ani kobieca. Czyje to spojrzenie? Jego? A może nasze? Nasze również w sensie takim, w jakim w stosunku do osób niebinarnych używamy liczby mnogiej.[1]

Część trzecia wkrótce…

[1] Choć z drugiej strony, spojrzenia takiego nie trzeba specjalnie szukać. Bo mimo że to prawda, że męskie spojrzenie wciąż w przemyśle filmowym dominuje, zwłaszcza w kinie rozrywkowym, prawdą jest również to, że mamy już cały osobny nurt filmów robionych z perspektywy kobiecej i “naszej”. Dużą ich porcję można było zobaczyć w ramach Post Pxrn Film Festival, najpierw w czerwcu tego roku, w kinie Muranów w Warszawie, później w Poznaniu, w Muzie, podczas Festiwalu Rozkosz.

Marek Gajdziński jest pisarzem, dramaturgiem, tłumaczem literatury i nauczycielem. Powieści i opowiadania: Spacer do kresu dnia (Iskry, 1989), Głowa konia (Państwowy Instytut Wydawniczy, 1996), Droga do Indii (Zielona Sowa, 2000). Na podstawie opowiadań Tadeusza Różewicza i Marka Gajdzińskiego w Teatrze Telewizji powstał spektakl Badyle (2020) w reżyserii Andrzeja Barańskiego.

 

Mariusz Olszewski, ur. w 1961. Absolwent UAM w Poznaniu, obecnie mieszka w Łodzi. Przez lata związany z Galerią Wschodnia w Łodzi. Artysta, wystawy w Polsce, Europie i Nowym Jorku. Współpraca przy filmach dokumentalnych z tematyki sztuki. Twórczość obejmuje poezję konkretną, instalację i fotografię. 

Autorski opis jednej z wystaw, zatytułowanej “przestrzeń (nie) obecna // space (not) present”: 

uchwycić nieuchwytne

dostrzec niedostrzegalne

usłyszeć niesłyszalne

powiedzieć niewypowiedzialne

nieobecność, a jednocześnie obecność

przestrzeń niepostrzegana, ale odczuwana

widziana zanika powoli

moment, gwałtowny bodziec i znów widziana

kiedy widziana, postrzegana jako chaos,

nieuporządkowany jeszcze porządek zdarzeń doświadczanych i zapominanych

okazja na (ponowne) uporządkowanie albo nieodwracalne odesłanie w niepamięć

 

Virtual metaphysics

Virtual Metaphysics

At the beginning a few definitions. And delimitations. As always with the articles here, it is food for thought to give someone new possibilities. Or new perspectives. Or simply about expanding the old ones.
It is not a philosophical essay. There is no time for that. And also the place.
The concept of virtuality is a very old one. And causes different connotations. But here it will be about technology. And about interacting with the new technology. And to inquire about what constitutes the human being around the technology. Or are we merely an appendage of technology? And should we remain so?

1. The technology

Let’s not kid ourselves. Virtual reality technology is still… not really mature yet. Compared to the attempts around artificial intelligence, we are talking about children’s shoes here. Especially since we don’t know in which scenarios we will be able to use it. Virtual reality, then. 

Mark Zuckerberg’s attempts (Metaversum) are rather ridiculous. They remind us of an early version of Second Life, and nobody really remembers Second Life anymore. In the end, SL became a big hangout for porn enthusiasts. What an achievement of Western civilization! 

Apple, on the other hand, presented us with augmented reality rather than a truly virtual one some time ago. But that is very interesting. Because we seem to be more likely to accept this reality. And the scenarios for using it can also help us. Maybe they can help us understand ourselves better. In any case, they tell us a story. Namely, that we feel much more in an augmented reality than in a virtual one. We see the familiar environment, and we recognize other people around us (even if we wear funny-looking glasses). And we can “do something with it”. In contrast to the Metaversum, where we are completely immersed in an artificially created world, we feel better in our, perhaps not so ideal, one. 

But Apple Glasses also tell us another story about ourselves. They are simply in the form of glasses. There are two panels built in, and two monitors that scan the environment for us. A bit like driving assistants.
If we see a familiar reality through glasses, it is merely an image. The image that cameras record and show us on the monitors. So we believe we are in a “familiar environment.” But this environment is already digitally edited.

2. Phenomenology

Postphenomenology deals with the question of how digitalization, how new technologies change our perception, and our view of the world. Therefore, it would be too simple to merely ask the question of phenomenology here. Especially since phenomenological theories have drifted into science. But what is at stake here is, simply, something else. It is about, as noted at the beginning, thinking about how human beings change. And not merely his perception. If we stayed with perception, we would be asking ourselves questions that have already occupied epistemologists. Namely, questions about what access to the world we have when we have funny glasses in front of our eyes. Glasses that pretend a familiar environment to us.  

Hence, the following questions. What does a reality do to us that is not ours? And what will this reality look like if it is not created by us but by an AI? And will we be able to find our way around it?

3. The virtuality

It is remarkable that we perceive a pair of glasses that scans the environment and shows us an image of reality as more virtual than the image that a drone pilot sees on the monitor (I am talking about the large long-range drones that have the ability to fly over the ocean and kill a person from a distance). Such a pilot, by not being directly involved in the war, but going home to his family after work, ends up inventing stress.

And that is the first problem. We have become accustomed to thinking of virtuality as something alien. As a whole new reality. But (as the metaverse shows) it is the imagination of people. Other people think about how people would interact with reality. In which environment they would feel comfortable? What viewing habits do they have? It’s kind of like interior design. Or with urban development. Some environments we find too… artificial, too… virtual. We don’t feel comfortable there. Others, however, we prefer.
It is similar to the current AI. It is the result of our thoughts. It collects our data from the Internet and processes it. The results then are the result of mankind’s thoughts.
For this reason the first thought. Virtual reality is not a foreign one. It is our reality. Concentrated on two monitors in a pair of glasses.

 

End of Part I

Blurred Edges

blurred edges

The blurred edges festival already started a few days ago (but time is an individual sensation of man and not really existent in physics, so we are neither too late nor too early). And lasts until 18.06.2023. In Hamburg. Should we go (it looks interesting) we will of course report. More details you will find here.

Connections

Combinations

I don’t want to write now about Yaeji combining different styles in her music. That she also combines different influences. She certainly does that. She was also introduced at the Boiler Room Concert as a DJ, musician, and designer. She is all of that. But the term “combine” makes us think of demarcations. Of styles perhaps standing finely demarcated from one another. That cultures, professions, and opinions do not influence each other. That is an old, structuralist dream. It still exists (I recently listened to an interview with a modernist philosopher who just missed such a world). But the dream of a modernist philosopher does not matter for reality.
The music plays a role.
Yaeji I discovered rather… by chance. A member of our collective heard her in 2020, but she stayed. Not the combination of styles. But the place that the combination represents. Because I don’t want to sound too philosophical here, it’s the places that are created by the combinations. They are places that we enter culturally, musically, and artistically. And travel from one to the other. And let them have an effect on us. And that’s how Yaeji is. With her first album. More about it: here (external link).

Ligeti

Ligeti

Of course, we can now discuss what role music plays in films. In general.

Of course, directors use it to build up the tension. Or to create a very specific atmosphere. Which doesn’t always work.

But often music is ordered for the film. Or composed by themselves (as in the case of SQÜRL, but that’s a whole other story). In other cases, classical pieces are used. The audience often knows these and so the image is transported with the help of familiar sounds and the audience is… shown. 

It is rarer that directors choose experimental music that was not composed for the film. So in the case of György Ligeti. The Free Academy of Arts in Hamburg presented a selection. We were not there. But the thought alone is exciting. And time plays only a subordinate role anyway. More information here (external link): 
https://www.akademie-der-kuenste.de/veranstaltungen/gyoergy-ligeti-und-die-filmmusik/

Titanic: cała wstecz i jednocześnie do przodu

Titanic: cała wstecz i jednocześnie do przodu

Text ©by Marek Gajdziński
Photos ©by Mariusz Olszewski

We proudly present the first part of the essay by Marek Gajdziński. The second part will follow in some weeks.

We also proudly present photos made by Mariusz Olszewski. 

  1.  

Cała wstecz! Znaczenie tego sformułowania, wyrażające współczesny lęk przed zmianami i tęsknotę za “starymi, dobrymi czasami”, zależy od kierunku, w którym się posuwa. Co? Cokolwiek. Choćby my wszyscy. Czy ludzkość jako całość posuwa się w jakimś konkretnym kierunku?

Zmierzamy ku zagładzie. I w niej ratunek. Paradoksalnie. Bo im większy strach przed globalnym kataklizmem, tym większa szansa, że ktoś wreszcie wpadnie na jakiś rewolucyjny pomysł. I da się to wszystko w ostatniej chwili wyprostować. Powie ktoś, kto mimo wszystko z ufnością patrzy przed siebie. Przyszłości, choć niezbadana, zawsze lepsza niż to, co już było.

Ale pewniej jeszcze możemy się od zagłady uchronić, robiąc mądry krok wstecz. A nawet kilka takich kroków. Ludzkość może wrócić tam, skąd wyszła. Porzucić pochopnie, błędnie poczynione wybory. Przestać pozwalać na pewne zjawiska. Postawić tamę. Albo mur. Powie ktoś, kto woli dawne, sprawdzone rozwiązania. Przeszłość jest lepsza niż przyszłość, bo wiadomo, czego się po niej spodziewać.

I rzeczywiście, obie te tendencje wydają się nami pospołu władać. We wszystkich możliwych dziedzinach życia. Choćby w podróży. Każda podróżna jest rozdarta między pragnieniem dotarcia do celu swojej podróży i powrotu do miejsca, z którego wyruszyła. Bez względu na to, czy i jak bardzo sobie owe pragnienia uświadamia. Dlatego też każda osoba musi, na jakimś etapie podróży, zadać sobie pytanie, skąd, dokąd i po co zmierza. Podobnie jest z nami wszystkimi. Pytamy, ale co z odpowiedzią? Wydawałoby się, że odpowiedzi powinna nam dostarczyć filozofia. Szczególnie jej dziedzina zwana metafizyką. Ale, jak już na tych łamach wykazano, kilka numerów temu, metafizyka jest dziedziną pełną wewnętrznych sprzeczności i tak paradoksalna, że nie wiadomo nawet, czy istnieje. Dlatego filozofowie, którzy nie wkraczają na pola wiary, nie są w stanie udzielić nam odpowiedzi na pytanie, w jakim kierunku się posuwamy. I czy to dobrze, czy źle. Zresztą zostawmy filozofię, kto dziś pamięta, kto rozumie, czym ona jest?

Przyjrzyjmy się jakiejś bardziej popularnej i przystępnej sferze. Polityce. Najlepiej tej wielkiej, globalnej, często imperialnej. Co z tym imperializmem? Dla jednych przeżytek. Idzie w odstawkę. Brytyjczycy imperium oddają, powoli, ale systematycznie, już od lat. A teraz śmierć Królowej. Takie symboliczne podkreślenie tego trendu. Z drugiej strony, imperializm to znak nowych czasów. Na przykład dla Rosjan, którzy dążą do wskrzeszenia z martwych sowieckiej potęgi. I dla kilku innych państw aspirujących do roli supermocarstw. To samo ze sferami mniej lub bardziej z imperializmem połączonymi, takimi jak demokracja, prawa człowieka, emancypacja wszelkiego rodzaju mniejszości społecznych. Jedni tak, drudzy inaczej. Czyli coś jakby cała wstecz i jednocześnie do przodu.

Podobny brak zgody co do podstawowych kierunków zmian widać w dziedzinie ekonomii. Jedni mówią, że trzeba nam coraz większego wzrostu gospodarczego. Drudzy wskazują, że to droga donikąd. Większość ludzi nie wie, co z tym zrobić. Więc na wszelki wypadek się bogacą. Pytanie, co to znaczy? Czy wzbogaconym ludziom rzeczywiście żyje się lepiej? Czy tylko więcej konsumują, męcząc tym siebie i całą resztę? Planetę. A może i wszechświat. Zjadają przy tym własny ogon – konsumują, by zagłuszyć strach przed konsekwencjami konsumowania. Cage napisał kiedyś, że “gdyby Amerykanie urodzili się byli świniami zamiast ludźmi, niczego by to nie zmieniło”. Chodziło mu o to, że Amerykanie stanowią tylko 6 procent ogólnej liczby ludzi na świecie, konsumują zaś dziesięć razy ponad normę, czyli aż 60 procent globalnych zasobów.[1] Napisał to w latach 1960, od tego czasu trochę się zmieniło. Ale nie w sensie takim, że Amerykanie mniej konsumują. Zmiana polega na tym, że do Amerykanów dołączyły kolejne, ustawione w ogonek grupy spragnionych dobrobytu. Najpierw zachodni Europejczycy. Teraz idą inni. To znaczy nie tyle idą, co kupują. Zużywają. Żrą.

Niedawno na pytanie, czy Polacy jedzą coraz więcej mięsa, jakiś ekspert od trendów żywieniowych odpowiedział, że nie, Polacy już od dawna nie jedzą mięsa – oni je żrą. Choć oczywiście nie tyle, co Amerykanie. Bo ci nadal wiodą prym. Cała ludzkość konsumuje w ciągu roku około 350 milionów ton mięsa zwierzęcego. To cztery razy więcej niż w latach 1960. Analiza danych statystycznych wskazuje, że gdyby każdy człowiek potrzebował do życia tyle mięsa, ile zjada przeciętny Amerykanin (czyli 124 kilogramy rocznie), nasza planeta mogłaby wyżywić jedynie dwa i pół miliarda ludzi. A jest nas, wiadomo. A to dlatego, że produkcja mięsa jest nieefektywna, zużywa nieporównywalnie więcej zasobów naturalnych niż produkcja żywności roślinnej. Żeby wyprodukować 1 kilogram warzyw, trzeba zużyć średnio 300 litrów wody. A żeby wyprodukować 1 kilogram wołowiny, 15 i pół tysiąca litrów wody. Czyli ponad 50 razy więcej. Z pola o powierzchni jednego hektara, obsadzonego ziemniakami albo ryżem, mogą się wyżywić rocznie 22 osoby. Gdyby na tym samym hektarze hodować krowy, wyżywiłaby się jedna, w najlepszy razie dwie osoby. (Nad)produkcja mięsa przyczynia się zatem do katastrofy klimatycznej (stanowiąc aż dwie trzecie globalnej emisji ekwiwalentu dwutlenku węgla) i do klęski głodu na świecie – według analityków ONZ, liczba głodujących ludzi wynosi 854 miliony, a 25 tysięcy umiera każdego dnia z powodu głodu.

  1.  

Wróćmy do pytania, dokąd zmierza ludzkość? Czy posuwa się w jakimś konkretnym kierunku? Jak widać, zdania w tej kwestii są podzielone. Zależą od tego, kto skąd, jak i po co patrzy. I co chce zobaczyć. Wygląda na to, że zamiast wspólnego posuwania się dokądkolwiek, tkwimy w dramatycznym rozdarciu. Rozdarcie owo może odnosić się do całości, ale też do węższych obszarów. Takich jak wybór między autokracją a demokracją. Bandytyzmem a pokojowym modelem współżycia. Starym a nowym porządkiem. Jesteśmy jakby w rozkroku między tymi kierunkami. Niemożność dokonania zgodnego wyboru rodzi napięcie. Napięcie, nierozładowane, powoduje frustrację i pozbawione sensu, ekologicznie katastrofalne konflikty.

Co z tym wszystkim zrobić? Może pójść do kina? To pewnie samo w sobie niewiele zmieni, ale może być krokiem w dobrym kierunku. Pod warunkiem, że pójdziemy do odpowiedniego kina. Na dobry, wartościowy film – a nie tylko po to, by się na chwilę schować w ciemności i poprawić sobie humor. Choćby jeden z tych siedmiu prezentowanych w ramach Konfrontacji Filmowych 2022, w 24 kinach studyjnych w różnych miastach Polski. Pewnie każdy z nich dałby się przyporządkować do któregoś z rodzajów napięcia, aspektów naszego cywilizacyjnego rozdarcia. Wybierzemy tu dwa tylko filmy, bo na więcej nie mamy miejsca. Dlaczego akurat te dwa? Bo lepsze od innych? Niekoniecznie. Chodzi o to, że dwa modele wyborów w nich akurat zaprezentowane ściśle się ze sobą łączą. Jeden podsuwa nam komentarz dotyczący wyboru między porządkiem patriarchalnym a matriarchalnym, drugi odnosi się do wyboru – jeść czy nie jeść mięsa. A jak wykazała Carol Adams, autorka książki Seksualna polityka mięsa (Seksualna albo raczej płciowa – The Sexual Politics of Meat: A Feminist-Vegetarian Critical Theory, 1990), jedzenie mięsa jest ideologicznie uwarunkowane, stanowi zarazem źródło i owoc opresji nie tylko ludzi wobec zwierząt, ale też męskiej części ludzkości wobec żeńskiej.

Część druga wkrótce…

[1] U.S. citizens are six per cent

of world’s population consuming sixty

per cent of world’s resources. Had

Americans been born pigs rather than men,

it would not have been different. (Johne Cage, “Diary: How to improve the World – you will only make matters worse – continued, 1967”, w tegoż A Year from Monday: New Lectures and Writings, Middletown, Connecticut: Wesleyan University Press, 1967, p. 145)

Marek Gajdziński jest pisarzem, dramaturgiem, tłumaczem literatury i nauczycielem. Powieści i opowiadania: Spacer do kresu dnia (Iskry, 1989), Głowa konia (Państwowy Instytut Wydawniczy, 1996), Droga do Indii (Zielona Sowa, 2000). Na podstawie opowiadań Tadeusza Różewicza i Marka Gajdzińskiego w Teatrze Telewizji powstał spektakl Badyle (2020) w reżyserii Andrzeja Barańskiego.

 

Mariusz Olszewski, ur. w 1961. Absolwent UAM w Poznaniu, obecnie mieszka w Łodzi. Przez lata związany z Galerią Wschodnia w Łodzi. Artysta, wystawy w Polsce, Europie i Nowym Jorku. Współpraca przy filmach dokumentalnych z tematyki sztuki. Twórczość obejmuje poezję konkretną, instalację i fotografię. 

Autorski opis jednej z wystaw, zatytułowanej “przestrzeń (nie) obecna // space (not) present”: 

uchwycić nieuchwytne

dostrzec niedostrzegalne

usłyszeć niesłyszalne

powiedzieć niewypowiedzialne

nieobecność, a jednocześnie obecność

przestrzeń niepostrzegana, ale odczuwana

widziana zanika powoli

moment, gwałtowny bodziec i znów widziana

kiedy widziana, postrzegana jako chaos,

nieuporządkowany jeszcze porządek zdarzeń doświadczanych i zapominanych

okazja na (ponowne) uporządkowanie albo nieodwracalne odesłanie w niepamięć

Snieznik Incident

Pictures at the Reality Exhibition: Snieznik Incident.

Text ©by Marek Gajdziński
Pic ©by Zenvampires Collective
Movie ©by Marek Gajdziński 

Date: Unknown.

Locations:

  1. Hamburg,
  2. Snieznik (Králický Sněžník in Czech, Śnieżnik in Polish), the focal mountain of the Snieznik Massif in the Eastern Sudetes, on the border between the Czech Republic and Poland,
  3. Bukowina Tatrzańska, a town off the Tatra Mountains in Poland.

Main actors:

  1. Michael, a human being (born in Tczew, Poland, based in Hamburg, Germany),
  2. Eva, a human being (born in Poznan, Poland),
  3. Marek, a human being (place of birth unknown),
  4. AI,
  5. Shitake mushroom created by AI,
  6. “Pokój do Regulacji Oddechu” (Breathing Control Room) at the mountain chalet (called Schronisko Na Śnieżniku Imienia Zbigniewa Fastnachta),
  7. Other rooms and spaces identified as the interior of Bury Miś, a restaurant in a Bukowina Tatrzańska, a town of the Tatra Mountains in Poland,
  8. Snow (white),
  9. A group of people outside, minding their own business, seen through the window.

Background: The incident took place in Michael’s house in Norderstedt, a town at the outskirts of Hamburg. 

Michael, Eva and Marek were having a good time over the experimental offshoot of shitake mushroom doctored by AI especially for the party. As a result of the trip, all the three participants woke up in the following morning remembering each the same dream. This itself was strongly weird. However, the feeling of something weird going on went outer space high as Eva discovered on her phone the video footage that showed exactly what all the participants of the mushroom party remembered from their shared dream.

Mystery: The film that registers the single dream that features two locations, Králický Sněžník in Czech and Poland and Bukowina Tatrzańska, a town off the Tatra Mountains in Poland. The distance between Snieznik and Hamburg is about 700 kilometres. To get to Bukowina Tatrzańska from Snieznik one must travel another 400 kilometres. The entire distance to cover in this trip both ways would be about 2,200 kilometres. There seems no way in which Eva could travel to Snieznik and to the Tatra Mountains, and then go back to Michael’s house before they all woke up, without anyone noticing it. So, to explain in a rational manner what really happened, especially how the film was recorded, when, where and by whom, seems to be a hard task.

Speculations: No speculations so far. However, you are encouraged to share your intuitions about what could have happened in the comments.

 

You can watch Marek’s movie here (external link leading you to Vimeo). 

No person from the Zenvampires Collective participated in the film or the shooting.

Then We Will See

Then We Will See

©text and pic by Marek Gajdziński

Why, if she finally manages to find ‘her’ slope, a really good one, with perfect skiing conditions and all, why doesn’t she then miss other slopes? In the sense that she goes down again and again and is always eager to do another round. And when we tell her that come on, let’s better go check what’s happening on other pistes and slopes, because they are probably in good conditions too, maybe even better, perhaps a bit blacker, who knows, she keeps skeptical, refuses. How come, we wonder, that you, usually so restless, so curious, always looking for something new, how come you’re not bored by this repetition? Repetition my ass, she says, what repetition? We stare at her speechless, flabbergasted. You can’t go down the same slope twice, she explains, calmly. Just like you can’t enter the same dragon twice, leave the same opera show, love the same person. Now, the question is, she hears herself saying to us from the distance, as she starts her hundredth round in a row, can you watch the same movie twice?

Let’s film her, someone says, pulling out a phone. Then we’ll see.

Drones

Drones

by nystada

We proudly present Drones by nystada. 

Drone describes a style of music. On the one hand. On the other hand, Drone is also the way someone can see the world through minimalism. Not only music. But also the access to the world. A… Reflection, a meditation. A thought. And maybe much more. The Europeans would speak of metaphysics. But we speak simply of the world of which we are a part. Drones. They must be heard without thoughts, without theories. Then the broad view of the world and of us opens.

nystada is a Hamburg-based artist and electronic musician. He is also a member of the Zenvampires Collective.

0:00 / 0:00
drone24
apc again
drone better
apc 13
drone13

Keine Kunst ist auch keine Lösung

Keine Kunst ist auch keine Lösung - Teil FÜNF

Kunst auf Empfehlung. Kann es funktionieren? Die Wirtschaft (oder das, was wir als Wirtschaft bezeichnen) praktiziert seit geraumer Zeit Anstellungen auf Empfehlung. Und sie funktionieren nicht immer. 

Die TEARAPART_GALLERY organisiert seit geraumer Zeit wechselnde Ausstellungen, doch die Künstler der aktuellen Gruppenausstellung “Keine Kunst ist auch keine Lösung – Teil FÜNF” wurden… eben… empfohlen. 

Die Vernissage findet am 29.04.2023 statt. 

Wie findet Ihr die Galerie? Informationen hier (externer Link).

Cookie Consent mit Real Cookie Banner