Pól obfitujących w kokle nie brak w tej części Wysp Brytyjskich. Ale nie ze wszystkich można korzystać. Okresowo zakazuje się połowu kokli w rożnych rejonach po to, by po eksploatacji przez zbieraczy i ptaki miały szansę się zregenerować. I zanim znów pole będzie się nadawało do zbiorów, może minąć ładnych kilka lat. Dlatego tam, gdzie lokalne władze ogłaszają otwarcie, robi się tłok. Bo na kokle rzucają się nie tylko miejscowi rybacy, ale też przyjezdni z innych części kraju, zwabieni perspektywą łatwego zysku. Rybacy i farmerzy, biznesmeni i bezrobotni, ludzie odpowiedzialni i awanturnicy. Jak kiedyś w Ameryce, gdy poszła wieść, że nad rzeką Klondike znaleziono złoto. No i do tego gangsterzy. Przede wszystkim oni. Ludzie, którzy mają kontakty z imigrantami i są na tyle bezwzględni, że potrafią ich zmusić do dyscypliny i niewolniczej pracy z grosze. To tacy ludzie są królami łowisk skorupiakowych, to oni wyciągają z nich najwięcej pieniędzy. A jest ich sporo do wyciągnięcia – całkowitą wartość tych łowisk w UK szacuje się na 240 milionów funtów rocznie.